30 sierpnia 2010

Lourdes

Lourdes to miasto we Francji u podnóża Pirenejów. Jest jednym z największych na świecie ośrodków kultu maryjnego i celem pielgrzymek, odwiedzanym rocznie przez 6 mln osób. Według nauki Kościoła rzymskokatolickiego 11 lutego 1858 r. przy jaskini Massabielle 14-letniej Bernadecie Soubirous objawiła się Matka Boża. Zapoczątkowało to serię cudów.

"Lourdes" to także film który miałem okazję ostatnio obejrzeć. Film z gatunku jakiego nie umiem określić. Bo ani to obyczajowy, ani religijny, ani też dramat, po prostu opowiadający o świętym miejscu, gdzie wpleciona zostaje historia pewnej pielgrzymki. Niby nic szczególnego w takim filmie, a mimo wszystko zainteresował mnie. Dlaczego?
Po pierwsze ze względu na miejsce, które ciekawi mnie ze względu na swoją otoczkę jaka została stworzona wokół Lourdes. Po drugie film świetnie pokazuje problemy dzisiejszego kościoła. W jaki sposób podchodzi on do tzw. cudownych uzdrowień i jakie reakcje wywołują one wśród wiernych. Film ukazuje doskonale fakt zawiści ludzkiej i problemu pretensjonalności do świata, Boga i kościoła o to, że nie ma w nim równości i sprawiedliwości. Bo dlaczego Bóg uzdrawia kobietę której religijność jest tylko pozorna, a nie wysłuchuje próśb i gorliwych modlitw zagorzałych chrześcijan. To niemożliwe aby ją uzdrowił przecież inni potrzebują tego bardziej, oni się modlą, przyjeżdżają do Lourdes co roku- im się więcej należy. 

Film porusza jeszcze jeden moim zdaniem ważny problem. Czy aby uzdrowiona kobieta potrafi docenić łaskę jaką otrzymała i będzie potrafiła dać świadectwo wiary; czy sama zmieni swój stosunek do wszystkiego, czy nauczy się pokory wobec samej siebie i tego co się stało. Według mojej oceny obdarowana poczuje, że z życia należy się jej jeszcze więcej. I to tutaj! Teraz! Natychmiast! Czy wobec takiej postawy Bóg ją karze? Czy choroba wraca? A może cudu nie było? Może ludzka zawiść sprowadza dziewczynę do punktu wyjścia? Zawiodła wiara w siebie, w pokonanie choroby, czy może za mało wiary w Boga?
Świetny film dający wiele przemyśleń. Pełen symboliki, w wielu kwestiach sceny niedopowiedziane dające możliwość własnej interpretacji. No i akcja osadzona w tak majestatycznym miejscu jakim jest Lourdes. Polecam!

27 sierpnia 2010

Sportowe emocje

Wczoraj miałem okazję być na meczu piłki nożnej Lech Poznań- Dnipro Dniepropietrowsk. Sam mecz o dość wysoką stawkę nie rozpieszczał jako widowisko sportowe. Ogólnie mówiąc kopanina. Dla mnie jednak w tym momencie przeżycia były jeszcze dodatkowe, bowiem miałem okazję obejrzeć stadion "od środka". Czyli nie jak dotąd z okna samochodu przejeżdżając ulicą obok, ale jako kibic na arenie na której zostaną rozegrane Mistrzostwa Europy w 2012 roku.

Ostatni raz na "starym" stadionie byłem jakieś 3 lata temu na jednej z ligowych potyczek. Teraz muszę przyznać że to miejsce zostało przerobione nie do poznania. Przede wszystkim ogromne wrażenie zrobiło na mnie zadaszenie. Idąc na mecz padał deszcz, siedząc na trybunach w ogólnie nie myślałem jaka jest pogoda. Pojemność 46tys. robi wrażenie, aczkolwiek miałem okazję kiedyś być na stadionie o pojemności 80tys.Tutaj jednak tak swojsko, bowiem rodzimy klub. Różnica z poprzednią niecką stadionową jest ogromna. Poza tym dziwnie oglądało się spotkanie nie będąc ograniczonym płotami, drutami czy rowami. Zupełnie inna mentalność- kiedyś nie do pomyślenia. No i ta atmosfera. Może do Hiszpanii czy Anglii jeszcze daleko, ale jak się zapełni stadion po brzegi, to kto wie? W każdym razie stadion na miarę europejskich potrzeb, w moich oczach wypadł pozytywnie, chociaż jeszcze nie jest dokończony.

Dla formalności: Lech co prawda zremisował, ale ten wynik premiował poznański klub awansem. Dziś kolejne emocje związane z losowaniem zasadniczej fazy Ligi Europejskiej. Do Poznania przyjadą nie byle jakie firmy, bo Juventus Turyn, Manchester City oraz Salzburg. No cóż. Europa z każdej strony i to z najwyższej półki zawitała na Bułgarską. Oby tylko jeszcze gra Lechitów była nieco lepsza.


17 sierpnia 2010

Płyn życia

Wróciłem z wakacji. Cało i zdrowo. Niestety jednak wielu podróżnym może się zdarzyć, że swoje wakacje przedłużą o niechcianą chorobę w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Ja tego na szczęście tego nie doświadczyłem. Więc postanowiłem pomóc tym, dla których los nie był tak łaskawy. Nie ważne komu zostanie przypisana, wiem że na pewno będzie potrzebna. A mam na myśli krew. W wakacje szczególnie potrzeba, zawsze jej mało, zawsze drogocenna, ratująca życie, dająca nadzieję. Płyn, bez którego zamierają wszelkie funkcje życiowe.

Czasami zdarza się właśnie że zawitam do punktu krwiodawstwa. Nie robię tego regularnie, ale przynajmniej na jakiś czas oddam cząstkę siebie. Więc miejsce i cała procedura są mi znane. Jednak za każdym razem kiedy przekraczam próg krwiodawstwa obiega mnie jakiś dziwny strach. Nie boję się widoku krwi, nie przeraża mnie jej duża ilość, nie straszne mi są wielkie igły, bolesne ukłucie czy może jakieś omdlenia. A mimo wszystko boję się. Czego? Własnych wyników pobranej próbki przed badaniem lekarskim. Boję się, że kiedyś usłyszę- nie możemy od Pana wziąć krwi, bowiem wyniki badań są złe. Za dużo się słyszy że młodzi ludzie (na progu trzydziestki takim się jeszcze czuję) nagle mają w sobie choroby o których nawet się nie śniło. Przypadkowe dolegliwości i rutynowe badanie krwi wykazuje śmiertelne i nieuleczalne choroby które biorą się u człowieka znikąd. Czyta się, że zmarł na raka, wykryto białaczkę, coś przestaje prawidłowo pracować, w młodym organiźmie pojawia się stan zapalny itd. To jest niekiedy jak wyrok. 

To właśnie powoduje u mnie jakiś dziwny paniczny strach. Ale z drugiej strony oddając honorowo krew to także szansa na to, że w przypadku czegoś złego szybko można zapobiec jeszcze gorszym rzeczom. Czyli nie dość, że ratuję kogoś, przez przypadek mogę także uratować siebie. Bo kto z nas robi regularnie kompleksowe badanie krwi? A tutaj jest taka okazja. Tym razem wszystko OK. Wyniki mam znakomite. I oby tak dalej. Bo jak to się mówi, "Wszystko ważne, lecz zdrowie najważniejsze".


14 sierpnia 2010

Przerwany urlop

Chociaż należę do osób przewidujących i do wielu spraw podchodzę bardzo asekuracyjnie, to jednak wszystkiego przewidzieć się nie da. Normalnie jeszcze powinienem być z rodzinką gdzieś na południu Polski czynnie odpoczywając w Beskidach. Ale niestety już jesteśmy w domu, w Poznaniu. Jak wspomniałem, wszystkiego przewidzieć się nie da i czasami plany zmieniają się o 180 stopni. Nic nie zapowiadało takiego scenariusza. Od samego początku urlopu dosyć aktywnie chłonęliśmy piękno naszych gór nie próżnując i nie marnotrawiąc czasu na to aby nic nie robić. I chyba dlatego udało nam się w skróconym czasie zobaczyć niemal tyle co przez cały zakładany okres urlopu. A dlaczego musieliśmy przerwać nasz aktywny wypoczynek? Otóż córeczka nam się rozchorowała, wpływu na to nie mieliśmy.

Kto był kiedykolwiek z chorym dzieckiem na wakacjach dobrze wie, że to nie to samo. Człowiek jedynie w stresie żyje, a wszystko co wokoło przestaje cieszyć. Przynajmniej ze mnie zaczął się tworzyć kłębek nerwów i zaczęła się wkradać niepewność której po prostu nie lubię. A jak już tracę powoli grunt pod nogami, czy sprawy zaczynają mi się lekko wymykać spod kontroli, to wolę wycofać się na pewniejszy teren. W tym przypadku wrócić do domu. Nie było sensu siedzieć i się zamartwiać co będzie dalej. Diagnozy miejscowego lekarza jakoś również do mnie nie przemawiały.

Tak więc błyskawiczne pakowanie i nocne wracanie do domu, po to aby na drugi dzień z samego rana dziecko obejrzał zaufany lekarz. Może i decyzja zbyt pochopna, ale mimo wszystko jestem spokojniejszy, że wirus jaki dopadł córeczkę nie jest taki groźny. Poza tym uniemożliwiłby nam dalsze vojaże po beskidzkich szlakach. A siedzenie na pokoju z marudnym dzieckiem do przyjemności by nie należało. Wakacyjna przygoda szybko się skończyła, ale i tak jestem zadowolony z tego co udało nam się zobaczyć. A przede wszystkim szczęśliwy, że decyzja chociaż bolesna to jednak prawidłowa i dziś razem rodzinnie już odpoczywamy w domu. A w Beskidy pewnie przyjdzie nam wrócić nie raz, bowiem ta część naszego kraju ma sobą tyle do zaoferowania że i tak byśmy nie byli w stanie wszystkiego zobaczyć. Dla mnie jednak najważniejsze zdrowie najbliższych i to będę przedkładać ponad wszystko.


6 sierpnia 2010

Moje mieszkanie, mój świat

Czy można komfortowo żyć na przysłowiowych kilku metrach? To mnie zawsze zastanawiało, jak można sobie urządzić mieszkanie w jednym pomieszczeniu które nie zachwyca swoją powierzchnią. Nawet bardzo często będąc w różnych małych sklepikach, butikach, w myślach dokonuję absolutnej metamorfozy przerabiając pomieszczenie na mieszkalne. Może to głupie, ale mam taką przypadłość, że ze spożywczego nagle tworzę sobie wirtualny apartament. Wszystko chyba zaczęło się od tego jak kolega z podstawówki mieszkał na parterze w miejscu gdzie teraz jest utworzony sklep. Obecnie miejsce absolutnie nie do poznania. Niby wszystko tak samo, ale jakby zupełnie inaczej.

Podczas jednych z wakacji miałem również okazję zobaczyć jak wyglądają klaustrofobiczne mieszkania w Serbii. Jak ludzie żyjąc całymi rodzinami potrafią urządzić się praktycznie na pokoju z kuchnią. Widziałem też lokum parki Polaków mieszkających w Paryżu, na poddaszu. Ponoć komfortowe warunki, bo aż 12 metrów i nawet łazienka się zmieściła, wyodrębniony fragment na kuchnię i normalnie pokój. Niepojęte dla mnie jest a jednocześnie fascynujące jak można sobie usprawnić organizację dnia codziennego w tak niewielkim pomieszczeniu. Albo ludzie żyjący w przyczepach campingowych. To zaledwie 10-15 metrów a mają wszystko co niezbędne.

Oczywiście wszystko zależy od potrzeb mieszkających, od tego czym się zajmują na codzień i do czego im służy mieszkanie. Druga strona medalu, to pomysłowość jak przystosować sobie mieszkanie, aby czuć się swobodnie, wszystko było pod ręką, a jednocześnie nie było bałaganu i sterty kartonów poupychanych w kątach mieszkania. Już od dawna znane mi się pomysły przerabiania wanny na tapczan, podwieszanych szafek przy sufitach, podwójnych kredensów służących jednocześnie jako biurko i blat kuchenny. Ale to co przedstawia poniższy filmik przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Ale co tu dużo mówić. Pomysłowość ludzka nie zna granic, a to co zaprezentował ten młody mężczyzna jest dla mnie absolutnym szokiem!

  © Blogger template 'Isolation' by Ourblogtemplates.com 2008

Back to TOP