27 września 2010

Wyłączcie te buczenie

Dziwnie się dziś czuję od samego rana. Non-stop mi coś buczy w głowie. Tak jakby gdzieś chodził jakiś silnik i nikt nie chciał go wyłączyć. Albo coś w rodzaju odgłosu wirującej pralki zza ściany. W sumie do wytrzymania, ale od rana takie buczenie w uszach już powoli zaczyna drażnić. Poza tym rano gorąco mi się robiło, że aż pot się na czoło wylewał. I mam momentami wrażenie, że pokój w pracy faluje. Dziwne uczucie. Trochę podobne jak po lekkim spożyciu alkoholu. No proszę- nie trzeba nic pić aby czuć się jak na lekkim rauszu. 
Poszedłem do firmowej pielęgniarki zbadać ciśnienie. Obecnie nieco podwyższone, bo 150/90 i to pewnie powód tego jak się czuję, albo raczej co słyszę. Najdziwniejsze, że głowa mnie nie boli, bo przy wyższym ciśnieniu zazwyczaj tak mam. No nic, czekam aż te buczenie w uszach ustąpi. Może to nagła zmiana pogody wpłynęła na moje samopoczucie.

24 września 2010

Nie może tu Ciebie zabraknąć

Moim zdaniem jest to najlepszy film promocyjny jaki powstał ostatnimi czasy w Poznaniu. Krótko, z pomysłem, na temat i ze świetną realizacją dźwiękową!

23 września 2010

Z bronią w ręku

Byłem świadkiem dziwnej sytuacji. Jestem w sklepie spożywczym na moim osiedlu. Ekspedientka z jakąś kobietą stoją przy oknie i wyglądają na ulicę. W końcu kobieta wychodzi ze sklepu a sprzedawczyni wraca do kasy aby mnie obsłużyć. Po czym ta która wyszła ze sklepu wpada ponownie i mówi:
- Chyba wraca w tę stronę. Ja się chowam. Niebezpiecznie tutaj u was w Poznaniu.

Nie wiem o co jej chodziło, więc biorę skasowany towar i wychodzę. Po czym patrzę a tam chodnikiem idzie mężczyzna rozebrany od pasa w górę. W ręku natomiast trzyma broń. Kurcze, to autentycznie wyglądało na pistolet. Szedł nie zważając na nic w stronę przystanku autobusowego, pistolet miał wzdłuż ciała, skierowany w dół. Zwątpiłem. Pierwszy odruch to chwyciłem za telefon komórkowy aby zadzwonić na policję, bo to wiadomo co to za wariat? Facet jednak przeszedł szybkim krokiem, skręcił za blok w zarośla. Zrezygnowałem z dzwonienia, bowiem znając opieszałość naszej policji to zanim bym się dodzwonił człowiek już będzie kilka przecznic dalej. O nie, a na pewno nie będę szedł za kimś to publicznie chodzi po ulicach z bronią w ręku.
Wszystko trwało kilkanaście sekund. Kilka osób właśnie schowało się w sklepach lub na moment zawahali się idąc chodnikiem. Większość jednak patrzyła na Niego dziwnym wzrokiem, przechodzili wręcz obok. Żadnych nerwowych ruchów, nikt nie reagował, nikt nie wpadał w panikę. Może to już niedługo będzie zwyczajny obrazek dnia powszedniego? Kim był facet i czy faktycznie miał w ręku pistolet- nie wiem. Dziś w lokalnych wiadomościach nic nie było na ten temat. Więc pewnie nic wielkiego się nie wydarzyło.

20 września 2010

Dziś otwarcie

Dziś szumne otwarcie stadionu w Poznaniu- pierwszej "gotowej" w Polsce areny na spotkania Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w 2012 roku. Na modernizację Stadionu Miejskiego Poznań zainwestował ponad 713 mln zł. Jest to dziś największy obiekt ligowy w Polsce, który pomieści ponad 43 tysiące widzów. Mimo to, podczas Euro 2012 odbędą się na nim, tylko trzy spotkania fazy grupowej. 
Dziś otwarcie, ale tak naprawdę sam stadion to nie wszystko. Mam mieszane uczucia co do samego otwarcia. Brakuje zaplecza, brakuje zagospodarowania wokół stadionu. Drogi dojazdowe nie są gotowe, parkingi nadal nie są w użyciu. Tutaj jeszcze potrzeba wielomiesięcznej wytężonej pracy aby wszystko zrobić perfekcyjnie. Doczytuję że to co szpeci i nieładne to owinięto czarną folią lub schowano za płotami. Może warto by było poczekać do wiosny aby pokazać obiekt w piękniejszej krasie.  Bo to jednak nadal wygląda jak wielki plac budowy.
Ja natomiast cieszę się, że miejscowe kluby (Lech i Warta) będą miały gdzie rozgrywać swoje mecze, pojemność stadionowa się zwiększy i nie będzie już limitowania biletów np. na mecze z Legią czy Wisłą. Poza tym liczę jeszcze na te drogi wokół stadionu. Już widać znaczną poprawę a wiem że będzie jeszcze lepiej. W końcu to też dotyczy pośrednio mnie, bo przy stadionie mieszkam.

                                            Źródło zdjęcia: http://epoznan.pl

16 września 2010

Rozpoczyna się prawdziwa gra

Dziś cała firma żyje tylko jednym wydarzeniem. No może nie cała firma, ale przynajmniej jej męska część, chociaż nie tylko. Pierwszy mecz Lecha Poznań w zasadniczej fazie rozgrywek Ligi Europejskiej. I to mecz z nie byle kim bo z wielkim Juventusem Turyn. Nadzieje ogromne, chociaż tak patrząc realnie na historię, zasługi i zdobycze obu klubów, to przepaść ogromna. To właściwie jak walka Davida z Goliatem. Tak ze statystyk, Juventus to:
- 27 razy mistrzostwo Włoch (najwięcej ze wszystkich klubów)
- 9 razy puchar Włoch
oraz na arenie międzynarodowej:
- 7 razy w finale i 2 razy zwycięzca Ligi Mistrzów
- 3 razy zwycięzca Pucharu UEFA oraz 1 raz Puchar Zdobywców Pucharów

Więc czym się tutaj tak emocjonować skoro fakty mówią za siebie? A no to zawsze ta wiara w cud, to ten dreszczyk emocji, adrenalina i nadzieja na niespodziankę, bo a nuż się uda... 
Może to śmiesznie zabrzmi, ale kilka nocy wcześniej śnił mi się ten mecz. Śniło mi się, że Lech zremisował z Juventusem 1:1, a w pomeczowych dyskusjach było to odebrane jako porażka Lecha, bowiem mecz był pod dyktando Poznaniaków i mogli wygrać z wielkim Juve. No cóż, w snach wszystko jest możliwe- dziś stawiając taki wynik zarobiłbym fortunę. Na szczęście hazardzistą nie jestem a postawiłem jak zwykle dla zabawy zupełnie inne spotkania:

15 września 2010

Jesień jest piękna

Nadeszła do nas prawdziwa jesień. Wahania temperatur, zmienność pogody, szybciej robi się ciemno. Chłodzące napoje ustępują miejsca ciepłej herbatce czy gorącej czekoladzie. Za oknem mniej słońca, szaruga, słychać dudnienie deszczu o parapet. Ale moja żona uwielbia właśnie tę porę roku. Jesień to jej ukochany okres, z którym wiąże się także wiele życiowych wydarzeń. Jednym z nich jest dokładnie to sprzed trzech lat który był dla nas dniem wyjątkowym. Pogoda wówczas również nie rozpieszczała, ale mimo wszystko... ach cóż to był za dzień...



Życzę nam obojgu abyśmy w zdrowiu, szczęściu i wzajemnej miłości dotrwali razem do jesieni naszego życia. I aby co roku ta pora roku była dla nas zawsze wspomnieniem tego co najpiękniejsze.

Kiedyś, kiedyś trudno było mi w to uwierzyć, ale teraz i dla mnie jesień stała się wyjątkową porą roku.

13 września 2010

Dzik jest dziki, dzik jest zły...

To pierwsze słowa które nasunęły mi się na myśl w sobotę wczesnym rankiem. Oczywiście sezon grzybowy w pełni, z rodzinką wybraliśmy się więc do lasu po kolejne leśne przysmaki. Nie spodziewałem się jednak pewnego spotkania. Wchodząc w zagajnik usłyszałem szelest. Pierwsza myśl- to że pewnie ktoś już mnie wyprzedził w tym miejscu i właśnie zgarnia wszystkie borowiki. Odważnie idę do przodu i wtem... staję jak wryty na baczność. Szedłem bowiem wprost na całą watahę dzików! Niestety nasze drogi miały się skrzyżować. Ja stanąłem, one stanęły. Odległość? Wystarczająca aby wzajemnie wbijać w siebie wzrok. Z tą różnicą, że dzików było kilkanaście a ja sam jeden. Serce mi stanęło, potem zaczęło dudnić ze strachu. Na przedzie locha potężnych rozmiarów, za nią kilkanaście dzików które już nie były takie małe i słodkie jak na filmie przyrodniczym, a na końcu kolejny dorosły ogromny osobnik. Wszystkie bestie wpatrzone we mnie i gotowe sam nie wiem do czego!

Chwila w której wpatrywaliśmy się w siebie trwała wieczność. I co ja u licha mam zrobić? Rzucać koszyk i w nogi, ładować się na pierwsze lepsze drzewo czy szukać jakiegoś kija i bronić się przed atakiem? Wiem że jak dorosłe osobniki są z młodymi to są zdolne do wszystkiego w obronie potomstwa. Nie powiem ale strach mnie obleciał. Chciałem krzyknąć do pozostałych grzybiarzy aby oni chociaż wiali stąd, ja i tak już jestem stracony. Ale chyba zachowałem zimną krew bo bez gwałtownych ruchów zacząłem się cofać, cały czas śledzony wzrokiem przez bestie. Powoli, powoli do tyłu, serce dawno mi tak nie waliło. Później lekko się obróciłem i szedłem w bok tak aby nie wchodzić w drogę dzikom. One cały czas stały jak wbite i patrzyły na mnie co zamierzam zrobić. W końcu ruszyły... na szczęście przed siebie, nie za mną. Ale ja i tak wówczas przyspieszyłem kroku bo kto wie co w tych świńskich łbach siedzi.
O rany co za spotkanie! Nigdy w życiu coś takiego wcześniej mi się nie przytrafiło

Źródło zdjęcia: http://pl.wikipedia.org/wiki/Dzik

6 września 2010

Grzybobranie

Ale za mną chodził wypad do lasu. Jejku jak już dawno na grzybach nie byłem. Nie potrafię zliczyć ile lat. A w tym roku jakoś pragnienie tak się nasiliło, że trzeba było w końcu zorganizować grzybobranie. Nawet moja żona dała się skusić. Właściwie to ona podjęła decyzję aby jechać- chyba miała dosyć mojego marudzenia. Ale normalnie jej debiut w zbieraniu grzybów zakończył się całkiem pokaźnym wynikiem i mocnym akcentem na zakończenie- ostatniego grzyba jakiego znalazła wychodząc z lasu to prawie kilogramowy prawdziwek. Jak na pierwszy raz jestem pełen podziwu dla Niej. W każdym razie trafiliśmy chyba idealnie w wysyp. Ludzi w lesie bardzo dużo, ale na szczęście grzybów jeszcze więcej. W 3 osoby w 3,5 godziny zebraliśmy około 20kg. Wynik uznaję za całkiem pokaźny. W każdym razie tyle tego było, że... normalnie jeszcze raz bym się przejechał. Niestety z Poznania do "prawdziwego" lasu to ponad 60km w jedną stronę, ale czyż nie warto? Dla takich zbirów?

  © Blogger template 'Isolation' by Ourblogtemplates.com 2008

Back to TOP