29 października 2010

Przed weekendem...

Zmęczenie. To słowo, a właściwie bardziej uczucie, zaczyna mi towarzyszyć od kilku dni. Na dworze szaruga przez to więcej w domu przesiaduję. Czyli mniej świeżego powietrza, mniej ruchu. W pracy momentami kocioł, że nie wyrabiam aby wszystkiemu podołać. Nerwy też swoje robią, a te troszkę ostatnio nadszarpnięte częstymi wizytami z córeczką u różnych lekarzy. Niby profilaktyka lekarska, ale jednak później przez te zawirowania opuszcza mnie cierpliwość w podstawowych czynnościach, brakuje koncentracji. Do tego dochodzą troszkę zarywane nocki bowiem dziecko śpi niespokojnie. Wieczorem jeszcze przed godz. 21 chodzę jak lunatyk, przysypiam przed TV, nie daję rady posiedzieć nawet przed komputerem. Następnie zrywam się koło północy bo córka mnie woła. I później nie mogę zasnąć. Organizm świruje, bo zakłócany jest codzienny rytm. Na szczęście dziś zaczyna się weekend. I to nawet nieco przedłużony. Liczę że  wszystko się troszkę ustabilizuję.

Mam jednak małe obawy z racji zbliżającego się dnia Wszystkich Świętych. Zawsze uważałem to święto za spokojne, stonowane i pełne refleksji. A przede wszystkim ograniczające się do wspomnień o najbliższych i chciałbym aby takie pozostało. Czasami miałem wrażenie że to bardziej rodzinne święto niż Boże Narodzenie. Mam jednak wątpliwości czy w skutek tegorocznych tragicznych wydarzeń nie będzie to kolejny raz rozpamiętywanie o osobach publicznych, medialnych, tych o których mówiło się więcej po śmierci niż za życia. Czy aby nadchodzący weekend nie będzie "przesłodzony" nad wyraz głębokim żalem po tym co było. Czuję, że nieoficjalnie będzie to kolejna żałoba narodowa (Smoleńsk, wypadek pod Berlinem, niedawne zabójstwo w Łodzi, tragedia przeładowanego busa,...).

Wiem, pamięć i szacunek się należy. Ale ile można. Wszystko rozumiem, ale należy się nieco umiaru w pewnych sprawach. Jak wspomniałem na początku- jestem zmęczony i nie mam ochoty wysłuchiwać publicznych debat na temat tego co było, dlaczego tak się stało, jak zapobiec, kto zawinił itp. Nie chcę aby były to dni wytężonej kampanii wyborczej. Oby tylko pogoda dopisała, to wówczas uda mi się odciąć od publicznych wystąpień polityków, oderwać od telewizora, wyłączyć się na kilka dni. Chcę ten weekend spędzić z rodziną, wyciszyć się. Liczę też, że uda mi się zregenerować siły.

28 października 2010

Tak w uproszczeniu

Z cyklu: Rozmowy kontrolowane

Dawno nic nie zamieszczałem z tego co podsłuchałem. A przecież niemal codziennie słyszę przypadkowe ciekawe wyrywki z cudzych rozmów. To ze sklepu w którym najczęściej robię zakupy. Idzie dziewczynka ze swoją mamą. Na oko około 5-6 lat, w ręku niesie wielką pakę trocin dla chomika (z innego sklepu). No i tak mówi:
- Wiesz, najpierw samiczka wypluwa samca a później wypluwa samiczkę. No i później oni się kochają i ta nowa samiczka wypluwa najpierw samca a później samiczkę. I oni też się kochają i samiczka wypluje najpierw samca a później samiczkę...

Nie trudno się domyśleć co będzie dalej i dalej i tak w kółko. Dzieci na szczęście mają ten przywilej, że mogą sobie zdecydowanie upraszczać życie. A jaka równowaga tutaj panuje: po jednym samcu i samiczce na parę. Oj nie! Jednak świat dzieci jest mocno wyidealizowany.

22 października 2010

Jedz, módl się, kochaj

Tak się złożyło, że z żoną wybraliśmy się do kina. Do końca niezdecydowani na co iść i tym sposobem znalazłem się na "babskim filmie". Określenie to wybrałem głównie dlatego, iż prócz mnie ponoć na sali kinowej był jeszcze tylko jeden przedstawiciel płci męskiej. Niestety nie widziałem go. Film, a raczej kobieca opowiastka, daleko odbiegająca od rzeczywistości i realiów życia codziennego. Specyficzna fabuła filmu, którą naprawdę trzeba lubić.

Jednak filmu nie skrytykuję, bowiem mimo wszechobecnej kobiecości również i ja wyrwałem coś dla siebie. Otóż główna bohaterka grana przez Julię Roberts jeździ po świecie szukając swojego miejsca po tym jak rzuciła męża, dom, pracę (z nastawieniem na to pierwsze chyba). No i akcja rozgrywa się w trzech miejscach: Włochy (jedz), Indie (módl się), Bali (kochaj). A skoro podróże to oczywiście coś dla mnie. Jako że jestem zdecydowanie zwolennikiem europejskich klimatów bardzo przypadł mi do gustu opis Włoch. Tego jak piękny jest kraj (urzekł mnie widok Toskanii), jak żywiołowy temperament prezentują Włosi, ich miłość do futbolu i słabość do... jedzenia. A sama scena jedzenia makaronu zaprezentowana w tym filmie to jak dla mnie prawdziwy majstersztyk. Po prostu nieprzeciętnie uchwycony moment pokazujący jak naprawdę człowiek potrafi delektować się potrawami. Rewelacja!

Co jeszcze w tym kobiecym filmie co spodobało się facetowi. Samo indonezyjskie Bali- egzotyczny kraj, inna kultura, coś czego być może nigdy człowiek nie zobaczy na własne oczy. Indie już mniej mnie kręcą, więc w filmie potraktowałem je zupełnie bez emocji, aczkolwiek trzeba przyznać, że elementy kulturowe jak najbardziej obecne.

No i na koniec doskonała gra Juli Fiony (takie właśnie ma drugie imię hehehe) Roberts. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym czy mam swoją ulubioną aktorkę, ale myślę, że gdybym musiał już kogoś na siłę wybrać to byłaby ona jedną z kandydatek. Przynajmniej w tym filmie zaimponowała mi jej lekkość, swoboda aktorska. No wiadomo, tu już doświadczenie aktorki przemawia. Ale wydaje się być sympatyczną osobą i pewnie to wzbudziło zaufanie wielu kobiet które wręcz utożsamiały się z nią, razem przeżywały rozterki, trudy podejmowanych decyzji, dramaty, rozczarowania. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo jakaś dziewczyna co siedziała obok mnie normalnie ryczała jak opętana. I to też chyba jakiś fenomen tego filmu, że zwykła opowiastka zupełnie oderwana od życia wywołuje aż takie emocje. U kobiet oczywiście.


19 października 2010

Bazylika mniejsza

W jednym z artykułów przeczytałem, że Fara w Poznaniu otrzymała tytuł „bazyliki mniejszej” i już oficjalnie może się tak nazywać od niedzieli, kiedy to został odczytany dekret papieski potwierdzający nadanie tytułu. Zdziwiło mnie to ogromnie, bowiem bazylika mniejsza kojarzyła mi się zawsze z wielkimi sanktuariami kultu maryjnego, jak np. Częstochowa, Licheń, czy też Lourdes, Fatima. Tak więc pomyślałem sobie, że to naprawdę zaszczytny tytuł, bowiem w Polsce jest może tylko kilka takich obiektów. No i byłem w absolutnym błędzie jak się później okazało gdy zacząłem nieco szperać w internecie komu tak naprawdę przysługuje zaszczyt posiadania tytułu basilica minor

Jest to tytuł honorowy, nadawany przez papieża, lub w drodze prawa zwyczajowego, który otrzymują kościoły wyróżniające się wartością zabytkową, liturgiczną, pielgrzymkową i duszpasterską. OK, wszystko w przypadku Fary się zgadza prócz... no właśnie czy do Fary przyjeżdża się na pielgrzymkę? Wartość turystyczną ma raczej i to zapewne z racji bliskości Starówki, ale aby pielgrzymki przyjeżdżały, nie sądzę. Pielgrzymka to podróż podjęta z pobudek religijnych do miejsc świętych. Tutaj Fara raczej nie jest docelowym punktem wizyt w Poznaniu.

Drążę dalej i jak się okazuje, że zaszczytny tytuł od 1836 przysługuje również kościołom kolegiackim. No i wszystko w tym momencie jasne, bo Kościół Farny takim właśnie jest. Mało tego, doczytałem, że w Poznaniu basilica minor ma również Katedra Poznańska, bo posiadają go obecnie znaczniejsze kościoły katedralne i klasztorne. No proszę co za niespodzianka dla mnie! No i tym sposobem szybko wyprowadziłem się z przekonania, że to tylko nieliczne świątynie są wyróżnione. Bowiem w Polsce mamy aż 118 świątyń które mogą się tytułować jako bazylika mniejsza. Nie powiem, troszkę uszło ze mnie podekscytowanie tym tytułem dla poznańskiej Fary. Niemniej jednak pozostanie to dla mnie kościół zabytkowy o mało spotykanym wnętrzu, pięknych organach oraz kościół w którym to zostałem ochrzczony. Więc czy to bazylika mniejsza czy nie, sentyment zawsze pozostanie.



15 października 2010

Masz kasę? I tak gówno możesz...

Dziś byłem uczestnikiem dziwacznej sytuacji. To może dziać się tylko w naszym kraju. Mianowcie otrzymaliśmy skierowanie na specjalistyczne badanie krwi dla naszej córeczki. W jej wieku to badanie jest niezbędne do postawienia odpowiedniej diagnozy. Niezbędne, ale jak się okazuje trzeba je wykonać odpłatnie. Nasz Narodowy Fundusz tego nie refunduje. Już się pojawia pierwszy absurd, że coś co jest konieczne i zlecane przez lekarza nie można wykonać za darmo. Przepraszam bardzo to jest publiczna służba zdrowia, a na co idą składki, a.... No dobra, to temat na całą dyskusję.

My postanawiamy to zrobić, odpłatnie oczywiście, bo innej rady nie ma. Trudno, w końcu zdrowie jest najważniejsze. Odmówimy sobie trochę przyjemności aby wydać te kilka setek. Tak więc dziś wybieram się do placówki szpitalnej (nazwijmy ją A) aby pobrać krew. Dodam tylko, że dzień wcześniej upewniałem się czy mi to odpłatnie zrobią. Ba! Nawet cenę mi powiedziano. Po czym dowiaduję się, że nie. Oni tego nie zrobią, bo nie mają specjalistów co dokonają analizy próbki. "A z kim pan niby rozmawiał, że to panu powiedzieli?" A bo ja to wiem? Jeśli ktoś mi nawet cenę mówi, to jestem przekonany, że wszystko OK.

Kobiety powiedziały mi, że zrobi to placówka nazwijmy ją B. Trzeba zaznaczyć jedynie uprzejmość pań, że pofatygowały się zadzwonić do tej placówki B. Dodam, że to jest ten sam budynek, w ramach tego samego terenu i tego samego ogrodzenia, tylko od drugiej ulicy się wchodzi. Ale to już inną placówką się zowie a i tak lekarze Ci sami. Po czym dowiadują się, że placówka B tego nie zrobi. Mają to w pakiecie, ale tylko dla swoich pacjentów szpitalnych. Zewnętrznym odpłatnie tego nie wykonują. Że jak? Ja chcę zapłacić i oni nie chcą? Wydawało mi się, że za pieniądze nie będzie problemu zrobić tego gdziekolwiek. Polecono mi, że takie badanie w Poznaniu zrobi tylko placówka C.

Więc pakuję dzieciaka i jadę do placówki C. Odnajduję laboratorium, idę zapłacić i co słyszę? My tego nie robimy. Takie badanie to w placówce A. Ale przecież stamtąd właśnie przyjechałem. Kobieta zdumiona patrzy na mnie i bierze mnie za idiotę. Zdziwiona, że tego nie robią. Po czym błyskotliwie dodaje, jeśli w placówce A nie robią, to już na pewno zrobią to panu w placówce B. Nie proszę pani, tam też tego nie zrobią. Tam powiedzieli że tylko tutaj, w placówce C. Ręce opadają. Dezinformacja totalna. Jeśli nie w A, chociaż mi ktoś wcześniej przez telefon mówił że robią, jeśli nie w B bo twierdzą że w C i jeśli nie w C bo kierują do A i są przekonani że w B to gdzie? Aby odpłatnie nie można było zrobić nigdzie badania? Aby nawet nie wiedzieć, gdzie można, komu zlecić, kto się podejmie?

A może placówka D? Jedziemy więc do placówki D. Zrobią. Położyłem na ladę banknoty, dostałem karteczkę do odbioru wyników i mogłem dziecko prowadzić do gabinetu. Do czego to dochodzi, że badanie potrzebne, refundacji nie ma i jeszcze człowiek chcąc zapłacić prosi się aby ktoś to zrobił. Myślałem że pieniądze mogą wszytko. Widać jednak że się myliłem, może życia jeszcze nie znam? A nie można by stworzyć 2-3 specjalistycznych poradni w mieście, które odpłatnie wykonają wszystko? Służba zdrowia nigdy nie stanie na nogi, jeśli nie potrafią zbierać pieniądzy które są na wyciągnięcie ręki. A może właśnie o to chodzi, aby płacić prywatnym gabinetom, tak jak dziś to było w placówce D. Lekarze powiedzą: nie przychodź do nas do szpitala bo nie chcemy Ciebie; zrobimy to badanie u nas, po co płacić państwu.
Normalnie żyję w kraju totalnego absurdu gdzie na każdym kroku spotykam się z głupotą i paranoją!

10 października 2010

Dzień Piłkarza

Jest Dzień Matki, Dzień Kobiet, Dzień Babci, Teściowej, Ojca, Niepodległości, Dzień bez samochodu, więc dlaczego by nie miało być Dnia Piłkarza. Taki właśnie miał miejsce w piątek. Jeśli takie święto w Poznaniu, to oczywiście musiało się to wiązać z nowootwartym stadionem miejskim. Jak to żartobliwie określił jeden z dziennikarzy- odbyło się otwarcie stadionu po raz trzeci (po koncercie Stinga i inauguracji sportowej przy okazji meczu Lech-Salzburg).
Oczywiście była to nie lada atrakcja dla poznaniaków, aby wejść na stadion za darmo, obejrzeć obiekt od środka, zasiąść na trybunach i ocenić czy to arena godna europejskich rozgrywek czy też nie. No i my z rodzinką nie ominęliśmy tej okazji aby wybrać się na spacer właśnie na Bułgarską.



Na początku swoje świętowanie rozpoczęli najmłodsi piłkarze, być może przyszłość naszej piłki nożnej. Po skończonych rozgrywkach wszyscy zwycięzcy zostali nagrodzeni, a gratulacje młodym talentom składał sam były selekcjoner reprezentacji Polski- Andrzej Strejlau.



Na koniec jednak czekała prawdziwa gratka dla przybyłych na Stadion Miejski. Mecz oldboyów Poznania i Łodzi. Mecz wygrała drużyna przyjezdnych wynikiem 3:4. Ale najważniejsze w tym wszystkim było sobie powspominać nazwiska które kilkanaście lat temu rozgrzewały kibiców. Między innymi po stronie Poznaniaków grali tacy piłkarze jak: Juskowiak, Araszkiewicz, Rzepka, Dembiński czy chyba najbardziej utytułowany Mirosław Okoński.



Tak więc humory dopisały, bo za jednym zamachem można było obejrzeć i nowy stadion i stare gwiazdy. Oczywiście nasza córeczka była zachwycona miejscem w które ją przyprowadziliśmy. A przede wszystkim... krzesełkami i piłkami na boisku. Nie odmówiła sobie również gorącego dopingu słowami: gola! brawo! Teraz nie pozostanie mi nic innego jak zabrać ją na prawdziwy mecz.

6 października 2010

2 lata temu

Takich dni jak tamten nie zapomina się. To ten jeden z nielicznych w życiu, który zostaje w pamięci w najmniejszych szczegółach. Może za kilka lat z pamięci coś umknie, ale na pewno nie zapomnę emocji z tym związanych. Nie zapomnę tego co czułem patrząc, czekając, pomagając. Każdy facet taki moment przeżywa na swój sposób- to sprawa zapewne indywidualna jak mało która. W ciągu jednej chwili nagle życie zmienia cały swój obraz. Jeszcze tego nie wiedziałem co mnie czeka. Zupełnie byłem nieświadomy tego jakie obowiązki na mnie spadną, jak zmieni się zwykły dzień jak również zmienią się priorytety życiowe. To wszystko wywróciło codzienność całkowicie do góry nogami. Pisząc to spoglądam na zegarek. Jest godzina między 14-15. Dokładnie 2 lata temu to były najcięższe chwile. To co czułem- pozwolę sobie zostawić sobie, niech zostanie w prywatnej sferze. Poza tym tych rzeczy nie da się opisać słowami. To co się w mnie kotłowało- złość, ból, bezsilność i nadzieja. Po to aby 4 godziny później emocje zmieniły się w radość, ulgę i łzy szczęścia. Teraz, po dwóch latach to szczęście wygląda tak:

  © Blogger template 'Isolation' by Ourblogtemplates.com 2008

Back to TOP