Poranne wróbelki
Ostatnie dni obdarowują mnie nowym doświadczeniem, dzięki któremu dostrzegam to co wielu docenić nie potrafi. Sprawa tyczy małego dziecka, które rodzice zostawiają pod opieką innych aby móc iść do pracy. My mamy to szczęście, że naszą córeczką zajmuje się babcia. Mało tego- to ona codziennie rano przyjeżdża do nas bo po prostu tak jest wygodniej. Oczywiście wygodniej dla nas i dla dziecka.
Ostatnie dni jednak troszkę wprowadziły chaosu w naszą codzienność i córeczkę musimy zawozić do babci. Na szczęście jest to tylko przejściowy okres. Mówię na szczęście, bowiem teraz człowiek jeszcze bardziej docenia to, że może ze spokojem rano wyjść, popołudniu wrócić, a dziecko najedzone, wesołe, rozbawione, a przede wszystkim wyspane. Powiem tak, wybudzanie córki w okolicach godziny 5:30 nie należy do przyjemności. Owszem dziecko grzecznie oczka przetrze, troszkę pogaworzy (podejrzewam, że niemowlęce przekleństwa) i pozwoli sie ubrać bez problemów i zbędnych akrobacji. Ale samo to, że człowieka żal ściska kiedy takie maleństwo trzeba zbudzić tak wcześnie.
Często widzę rano jak mamy wedrują z pociechami. Teraz stoją na zimnych przystanakch bez względu na to czy mocno wieje, pada, czy jest po prostu przenikliwie zimno. Trzeba dziecko odtransportować do rodziny, żłobka, przedszkola czy do opiekunki. Dzieci często dosypiają na stojąco, są marudne, lub poprostu odpływają w inny świat błądząc gdzieś w głębokim śnie. A mamusie wcale lepiej nie wyglądają. Podpuchnięte oczy i zmęczenie skrzętnie próbują ukryć pod warstwą makijażu. Żal mi tych maluchów tak samo jak żal mi było dziś naszego małego Tuptusia. Na szczęście my tylko do samochodu i nie musieliśmy być skazani na uroki komunikacji miejskiej. Teraz jak zobaczę maluchy które dzielnie opatulone w kocyki wyczekują na swój autobus wzbudzą we mnie jeszcze większą litość. Dzielne dzieciaki. Od maleńkości codzienność ich doświadcza. Żal mi tych małych istotek, ale co począć takie życie dzisiejszych rodziców. Nie jest łatwo.
0 komentarze:
Prześlij komentarz