28 lutego 2012

Wielka płyta- czy nadal fascynuje?

No i w sobotę zdaliśmy nasze klucze do "starego" mieszkania. Troszkę mi jednak żal. W końcu spędziliśmy tam ponad 5 lat. Początkowo w dwójkę, później pojawiła się Natalka. Jakiś sentyment pozostanie. Jeszcze w sobotę robiłem ostatnie zakupy w okolicznych sklepach. Będzie brakowało mi tych kątów. Człowiek przyzwyczaił się do sklepów, punktów usługowych, placu zabaw, stałych tras spacerowych. Będzie brakować lądujących samolotów. Wszak mieszkaliśmy na Starym Grunwaldzie, w niedalekiej odległości od lotniska. Kilka ulic dalej mieszkała moja babcia, dużo czasu tam spędzałem jak byłem dzieckiem. Wychowała się tam też moja mama.

Teraz czas opuścić to miejsce. Już niedługo (mam nadzieję) zacznę przyzwyczajać się do nowej dzielnicy. Tym razem Rataje. Zawsze marzyłem aby mieszkać w takim blokowisku. Zazdrościłem rówieśnikom tego że mają swoje pokoje, place zabaw pod blokiem, wszędzie wiele dzieciaków. No i te megasamy w pawilonach, bo przecież nikt jeszcze nie znał marketów. Ja jako wychowany na Starym Mieście, w kamienicach, w domach pamiętających czasy II Wojny Światowej zawsze pragnąłem tej ówczesnej "nowoczesności". Pamiętam jak w latach 90-tych znajomi przenosili się na nowobudowane osiedla ratajskie. Wydawała mi się to wówczas niesamowita gigantomania jeśli chodzi o skupisko wielkich bloków i nagromadzenie ludzi w jednym miejscu. Fascynowało! A poza tym blokowiska zawsze mimo wszystko były kolorowe jakby zestawić je z szarością kamienic i ponurym podwórkiem. Mam nadzieję, że teraz po latach nie rozczaruję się. Chociaż czasy się zmieniły i osiedla z wielkiej płyty nie są tym samym co kiedyś to jednak nadal mi się wydaje że są atrakcyjniejsze niż zatłoczone centrum.

24 lutego 2012

Na starych śmieciach

Od kilku dni prowadzimy przeprowadzkę. A od wczoraj to na okres przejściowy jesteśmy u rodziców. I tym sposobem po kilku latach wróciłem na stare śmieci. Już po kilku godzinach pobytu w miejscu gdzie spędziłem całe dzieciństwo stwierdzam, że jak mogłem tam mieszkać. Kilka lat na własnym samodzielnym mieszkaniu bardzo zmienia człowieka. Nabywa się własnych przyzwyczajeń i rytuałów, które niestety nie sprawdzają się w innym miejscu.

No cóż, wybraliśmy w sumie najłatwiejszą i najtańszą alternatywę okresu przejściowego. Więc będzie trzeba się zmagać z pewnymi niedogodnościami. Po pierwsze jestem niewyspany. Łóżko twarde i źle wyprofilowane. Kolejna drażniąca rzecz to skrzypiąca podłoga. Niestety to stara kamienica i na podłodze są deski które non-stop pracują. W nocy aż strach stawiać kroki aby nie zbudzić domowników. Następna rzecz to junkers- teraz to już dla mnie relikt przeszłości. Zdążyłem przyzwyczaić się do miejskiej sieci, a teraz ustawienie temperatury i strumienia wody to nie lada wyzwanie! No właśnie, a jak wodę się puszcza to normalnie hałas jak górski potok!  Rano to naprawdę mocno słychać. Odzwyczaiłem się od wielkich okien (na całą ścianę- około 4 na 3 metry) i światła samochodów wpadających z zewnątrz. Blaty na szafkach w kuchni jakieś małe i brakowało mi miejsca, lodówka jakby ciaśniejsza. Może w końcu docenię kablówkę, bo tutaj tylko TVP1, TVP2 i zaśnieżony TVN. Może to wszystko pierdoły, ale jak to człowiek przyzwyczaja się do swojego i do tego co jest robione typowo pod siebie.

No cóż, może miesiąc, może półtora trzeba w tym wytrzymać. Wokoło kilkadziesiąt kartonów, meble poupychane jak można najlepiej i zobaczymy jak będziemy się odnajdywać w nowej sytuacji. Dziś jeszcze wiem co i gdzie szukać, ale czy za tydzień będę np. pamiętać gdzie schowana jest lżejsza kurtka, ważne dokumenty czy.... no właśnie a przygotowałem sobie książkę do czytania i już nie wiem gdzie została wepchnięta!

21 lutego 2012

Spotkałem biedę

Wczoraj miałem sytuację z jaką spotykam się często. Proszono mnie na ulicy o pieniądze. Jak zawsze w takich sytuacjach odmawiam dawania gotówki bo ludziom mało się ufa i tak naprawdę nie wiem na co pójdą te pieniądze. Ale wczorajszy przypadek był inny:

Zaczepił mnie młody chłopak, może z 16 lat. Wyglądał autentycznie na takiego co raczej mu się nie przelewa, wytarte tenisówki na mrozie, sfatygowana kurtka, rozdarty plecak wypchany po brzegi. Zagaduje mnie:
- Przepraszam, nie miałby pan może kilka groszy na jedzenie?
- Nie nie mam- odpowiedziałem jak zawsze.
- A może pan mi kupić coś do jedzenia? PROSZĘ! Chociaż zwykłą bułkę bo jestem głodny.
W tym momencie już się waham. Zerknąłem na chłopaka i wyglądał mi dość autentycznie w tym co mówił.  Padły słowa proszę i głodny- przejść obojętnie? Więc powiedziałem:
- Słuchaj. Idę za moment do Biedronki, jeśli poczekasz tam pod sklepem to jak wyjdę to Ci coś dam.
- Dobrze, dziękuję! Będę czekać.

Chłopak poszedł za mną ale szczerze mówiąc nie wierzyłem że po wyjściu ze sklepu będzie tam stał. Tym bardziej, że zakupy chwilkę mi zajęły, do tego kolejka przy kasie, więc może z 10-15 minut to trwało. Wychodzę z koszykiem, stoi przed sklepem i błagalnym wzrokiem parzy w moim kierunku. Miałem przygotowane 2 bułki, dołożyłem mu jabłko i sałatkę na którą sam miałem ochotę. No cóż mi nie ubędzie a widać jemu naprawdę zależało. Wręczyłem mu woreczek i... dawno nie widziałem aby ktoś tak się rzucił na suchą bułkę. On naprawdę był głodny. Wyglądał w tym wszystkim jakby naprawdę długo nie jadł. Nic więcej nie pytałem. Nawet by mi nie odpowiedział bo napchał sobie tej bułki do ust i miałem wrażenie że się nią zaraz udusi. 
Tak wygląda właśnie bieda. Ten chłopak często będzie mi przychodził na myśl. Będzie stawał przed oczami wówczas gdy ktoś będzie biedolił że mu pieniędzy brakuje, że ledwo starcza do pierwszego. Sam czasem narzekam na różne sprawy, ale takiej sytuacji kiedy nie mam na bułkę jeszcze nigdy nie miałem. Więc cóż tak naprawdę mogę wiedzieć co to znaczy nie mieć pieniędzy czy być głodnym. Mi w każdym razie nic nie ubyło, jemu może przywróciłem nadzieję w ludzi. A jeśli nawet nie to chociaż zaspokoiłem pierwszy głód.

13 lutego 2012

Życie jak w kalejdoskopie

Tak tak, nowy rok zapowiadał zmiany. Ale zamieszanie wokół wszystkiego przerasta nawet mnie. Okazuje się, że banalna rzecz jaką jest sprzedaż mieszkania może okazać się utrapieniem i drogą przez mękę. W każdym razie nasze mieszkanie już sprzedaliśmy dwa razy- owszem jest to możliwe. Nie wnikam w szczegóły bo to byłby temat na rozprawę doktorską. A odzyskanie zapłaty za sprzedane mieszkanie to już oddzielna historia na długie popołudnie. Po prostu z każdej strony przytrafia nam się najgorszy z możliwych scenariuszy. I musimy się ze wszystkim zmagać a czas nieubłagalnie biegnie. Wg optymistycznych prognoz to już powinniśmy mieszkać na nowym miejscu. A my to jeszcze nawet nie zaczęliśmy się pakować do wyprowadzki.

Skomplikowało nam to także sprawę przedszkola dla Natalki. Miała już chodzić na nowym miejscu a tutaj się okazuje że nie da rady. No i od jutra zaczyna tzw. zastępcze przedszkole na czas do wakacji. Kurcze wiem, że ta zmiana miejsca to stres dla Natalki, ale twierdzę, że co nas nie zabije to nas wzmocni. Jeśli poradzi sobie tutaj to kolejna wrześniowa zmiana przedszkola nie będzie dla Niej takim szokiem.

Powiem krótko, jest masa zamieszania, walczymy, walczymy. Zmagamy się z przeciwnościami, ulegamy presji czasu. Jest nerwowo ale trzeba stawić czoło wszystkiemu. Bo przecież za kilka miesięcy świat nam stanie ponownie na głowie za sprawą dzidziusia. Już wiadomo tym razem chłopiec.

  © Blogger template 'Isolation' by Ourblogtemplates.com 2008

Back to TOP