31 grudnia 2009

Sylwestrowe bąbelki

Dziś Sylwester. Więc nieodłącznie wiąże się z tym toast o północy wzniosiony oczywiście szampanem. Ponieważ jednak lekarstwa nie idą w parze z alkoholem, a szampan musi być, więc padło na bezalkoholowy:) Kiedyś to zawsze był Piccolo i chyba na tych czasach stanąłem. Ponieważ w tym rodzaju trunków silny nie jestem, więc kupno czegoś takiego była nie lada gratką dla mnie. I okazało się niezłym wyzwaniem.

Wchodzę do sklepu i kiedy nadchodzi moja kolej mówię:
- Czy otrzymam bezalkoholowego szampana?
- Oczywiście. Mam z filmu "Auta" i z Disneya- odpowiada z uśmieszkiem ekspedientka
Zdezorientowany takim obrotem sprawy myślę sobie- bajka "Auta" nie przypadła mi do gustu, więc:
- Poproszę Disney.
- Dla chłopca czy dla dziewczynki?
No i zwątpiłem czy ktoś nie robi ze mnie durnia w postaci ukrytej kamery. A to jakaś różnica pomyślałem?
- Dla dzieczynki niech będzie- w końcu to moja żona bierze teraz leki i szampan głównie dla Niej.
- Dla dziewczynek to mamy jabłkowe i winogronowe- odpowiada ekspedientka
Kurde jedna butelka jakiegoś soku z bombelkami i tyle zachodu!
- Poproszę jakbłkowy- uff nie musiałem już więcej dokonywać żadnego wyboru.


29 grudnia 2009

Postanowienie noworoczne- brrrrr

Stomatolog- brrrrr jeden z bardziej znienawidzonych lekarzy. Najczęściej chodzimy do niego w totalnej ostateczności, kiedy inne złote środki nie dają efektu. Mówię najczęściej, bo są osoby, które regularnie odwiedzają gabinety dentystyczne lub przynajmniej nie mają stracha w oczach kiedy muszą tam iść. Ale myślę, że są to nieliczni. Ja się nie zaliczam do tych odważnych. Dlaczego? Może rodzice nie przygotowali mnie odpowiednio bo sami chodzą w razie nagłej potrzeby? Może mam uraz z podstawówki, kiedy dentystka szkolna po pijaku wyrwała mi dwa zęby za jednym szarpnięciem? W każdym razie podziwiam moją żonę, że do stomatologa chodzi. Z większą lub mniejszą częstotliwością, ale zdecydowanym, pewnym krokiem bez tylu obaw co ja.

Wczoraj też była. Na samą myśl co Jej robili to aż niedobrze mi się robi. W każdym razie wieczorem wróciła raczej bez uśmiechu, za to ze spuchniętą buzią, okładem z lodu i czterema krwawiącymi szwami w buzi. Do tego z rezerwą silnych tabletek przeciwbólowych i antybiotyków. Słabo mi się robi jak nawet o tym piszę. Jestem pełen podziwu dla Niej za odwagę.

Ale tak to chyba jest, że mężczyźni z natury silniejsi fizycznie w takich sytuacjach wymiękają i są słabi jak kruche szkło. Zewnętrznie kawał chłopa, a w środku strachliwa dusza. Zwykło się mówić, że mężczyzna ma siłę fizyczną do ciężkiej pracy, za to wytrzymałością na ból natura obdarowała właśnie kobiety. Nie zmienia to faktu, że do dentysty też powinienem się wybrać. Nie, że coś się dzieje- zęby mam na ogół zdrowe, ale za to gorzej z dziąsłami i wizyty u stomatologa powinienem składać przynajmniej raz na pół roku. A że takich półroczy już kilka minęło to chyba czas się wybrać na przegląd tego co się tam zmieniło od ostatniego razu. Więc może... postanowienie noworoczne? No niech będzie. Po Nowym Roku wybiorę się na przegląd stomatologiczny i na ewentualne wypełnienie ubytków, usunięcie kamienia brrrr. Skoro tak postanowiłem to muszę tak zrobić i z postanowienia wycofywać się nie można. Mam jeszcze troszkę czasu aby dojrzeć do tej decyzji, którą zresztą podjąłem podczas pisania tej notki.

23 grudnia 2009

Życzenia


Życzę Wam własnego skrawka nieba, zadumy nad płomieniem świecy, odpoczynku i zwolnienia oddechu, nabrania dystansu do tego co wokół, chwil roziskrzonych światłem betlejemskiej gwiazdy, dźwiękami kolędy, zapachem jodły i wspomnieniami.

 Życzę świąt spędzonych w gronie najbliższych, w atmosferze pełnej miłości i wzajemnej życzliwości.




21 grudnia 2009

Świąteczne zakupy

Okazało się, że z żoną jesteśmy ludzmi pracy i na 5 dni przed Wigilią Bożego Narodzenia nie mieliśmy jeszcze żadnego prezentu. Jakoś tak się stało w tym roku, że nie mieliśmy zbytnio czasu i możliwości. Więc pozostał nam dosłownie ostatni przedświąteczny weekend. Trudno. Dziecko odtransportowane do dziadków i nastawiliśmy się na kolejki, na tłok w markecie, może nawet rękoczyny i dantejskie sceny przy kasach. Nastawiliśmy się również na późnowieczorne i może nawet nocne zakupy.

Do podpoznańskiego marketu dojechaliśmy około godziny 20-stej. No i przywitał nas sznurek samochodów ciągnących się jeden za drugim, ale... w odwrotnym kierunku niż my. Wszyscy wracali już z zakupów, a do marketów jechali nieliczni. Całe zakupy opiszę w skrócie:
- poszukiwanie miejsca na parkingu- 0 minut (odległość od wejścia około 50 metrów)
- oczekiwanie na wózek na zakupy- 0 minut
- czas zakupów- około 2 godziny
- czas spędzony w oczekiwaniu do kasy- około 1 minuta

Dosłownie szok. Market owszem klientów mało nie miał w tym dniu, ale wszystko tak jakoś szło sprawnie, bez nerwów zbędnego przepychania się. Dlaczego zakupy trwały aż 2 godziny? Bowiem bez pośpiechu można było wszystko wziąć do ręki, obejrzeć, każdą rzecz po kilka razy sprawdzić w czytniku cen, odłożyć, wrócić się ponownie. Totalny luz. Aboslutnie to mnie zaskoczyło. Przyznaję się, że po tym co głosiły media miałem obawy jak to wszystko będzie wyglądać. Nigdy z tym nie czekałem do ostatniego momentu. Widać chyba, że w przyszłym roku będzie trzeba powtórzyć manewr i z kupowaniem prezentów wstrzymać się do ostatnich dni przed świętami. Nawet już wyprzedaże były: wybrane zabawki i wszystkie dekoracje świąteczne minus 50% oraz wszystkie słodycze związane ze świętami minus 30%.

18 grudnia 2009

Przeczekać ten czas

Piękne słoneczko na błękitnym niebie. Wokoło spokój, cisza, przerywana tylko cykaniem świerszczy. Jak sięgnąć okiem to widać tylko zieloną łąkę poprzecinaną niebieskimi wstążkami wody, za którymi stoi ściana lasu. To z jednej strony. Z drugiej natomiast niewielki zameczek z fosą, a właściwie współczesna jego rekonstrukcja. W oddali drewniane zabudowania z pochyłymi płotkami obejścia, karczma, wiejskie czworaki, obraz sielskiego średniowiecznego życia. Najbliżej mnie żona- oboje siedzimy na ławeczce w cieniu drzew, skryci przed pełnym słońcem.

Tak- to jest sen dzisiejszej nocy. Gdzie mnie przeniosło? W miejsce jak najbardziej realne, istniejące, daleko od domu. Piękny obrazek podlaskiego krajobrazu. Najgorsze to było się przebudzić z tego snu i zobaczyć za oknem prawdziwą zimę z kilkunastostopniowym mrozem. Na ogół nie próbuję interpretować snów, ale dziś zastanowiło mnie dlaczego akurat to mi się przyśniło? Tęsknota? Ale za miejscem czy za czasem?

Jedyne co mi przychodzi do głowy to chyba troszkę przemęczenie w pracy. Brakuje nieco odpoczynku. Ale nie takiego leniuchowania w domu. Pojechałbym sobie gdzieś zregenerować siły, powdychać świeże powietrze, pozachwycać się przyrodą. Ale póki co pogoda nie napawa optymizmem. Do pierwszych wiosennych promieni słońca jeszcze daleko, chociaż tak naprawdę prawdziwa zima jeszcze się nie zaczęła. No cóż, trzeba przeczekać. Oby do wiosny. Już będzie lżej jak pojawią się pierwsze pąki na drzewach a spod zimowego płaszcza śniegu zaczną przebijać się wiosenne kwiatki... wracam do pracy. Na szczęście jutro weekend.

17 grudnia 2009

Zwierzęce instynkty?

Nadchodzą mroźne dni. I to wcale nie muszę patrzeć w prognozy pogody ani wyglądać na termometr za oknem. Po prostu od kilku dni mam wielką ochotę na to co niezdrowe i zawiera puste kalorie. Kilka dni temu chodziły za mną pączki. Oj jak miałem ochotę na te kaloryczne bomby z dżemem. Ostatecznie zastąpiłem je wielką paką chipsów- nie wiem co zdrowsze. Wczoraj z kolei kaloryczne nachosy, na szczęście ustrzegłem się dodatkowych sosów. A dziś od rana chodziła za mną biała czekolada. Musiałem sobie ją kupić do pracy i tylko powstrzymuję się aby od razu nie zjeść całej. Ciekawe co będzie następne.

Ale normalnie można mnie przyrównać teraz do zwierza co robi zapas kalorii, tłuszczów, aby  przetrwać okres mroźnej zimy. Oby tylko szybko się to skończyło i nadeszły cieplejsze dni. No ale nie da się ukryć- dziś rano już było -7. Teraz tylko czekać aż zapadnę w sen zimowy.

15 grudnia 2009

Pal licho z dziadkiem

Z cyklu: Rozmowy kontrolowane

W tramwaju, w drodze do pracy dało się dziś słyszeć rozmowę dwóch kobiet w wieku dojrzałym:
- Wiesz, wczoraj to miałam zabieganie. Mamy taki stolik i dziadek musiał się o niego zahaczyć i się rozbił.
- O matko!
- Więc mówię, normalnie ciężkie miałam popołudnie.
- A coś mu się stało?
- Cały się pobił.
- Ojej! Ale do szpitala nie musieliście jechać?
- Z czym?
- No z dziadkiem.
- Eeee pal licho z dziadkiem- on ciągle się wywraca. Ja mówię o stoliku.

14 grudnia 2009

Powiało świętami

No i zrobiło nam się już prawie świątecznie. Dziś rano nawet śnieg bielił się za oknem. Oczywiście lekko przypruszyło, ale w końcu to już połowę grudnia mamy i każda aura jest możliwa. Żona mnie uświadomiła, że do Bożego Narodzenia już nawet bliżej jak dwa tygodnie- chyba to jeszcze do mnie nie docierało. Ale weekend pokazał, że święta coraz bliżej.

Jak co roku na Starym Rynku zagościło Poznańskie Betlejem


Ze sceny dobiegała nastrojowa, świąteczna muzyka przeplatana kolędami, a w powietrzu unosił się aromat przypraw dodawanych do grzanego wina. Rozbrzmiewały różnego rodzaju pozytywki, dzwoneczki mieszające się z warkotem... piły elektrycznej i wiertarki. Tak tak. Jak każdego roku odbywał się Festiwal Rzeźby Lodowej. Mieliśmy okazję podpatrzeć jak takie dzieła powstają. Brrr zimno mi się robiło na widok tych ludzi co grzebali w lodzie. Ale przyznać trzeba, że potrafili wyczarować prawdziwe arcydzieła.



 
Nie udało nam się jednak wyczekać do końca- zimno zbyt mocno przenikało pod kurtki. A niewątpliwie rzeźby pięknie wyglądały wieczorem, kiedy zostały wypolerowane, wyeksponowane i podświetlone różnymi kolorami. Oby tylko temperatura szybko nie dokonała spustoszenia wśród tych arcydzieł!

No i jak na święta przystało nie mogło zabraknąć choinki. Przyznam, że w tym roku jest wyjątkowo urodziwa. Niestety zdjęcia nie oddadzą jej uroku no i nie błyszczą i nie połyskują tak jak jest to na żywo.


10 grudnia 2009

Totalna niemoc

Dziś mam taki dzień jakie czasem zdarzają się. Ogarnęła mnie ogólna niemoc. Troszkę składa się na to niewyspanie, może zmęczenie, swoje zapewne dokłada pogoda. Do tego wczoraj wieczorem najadłem się stresu- jak żona mówi zupełnie zbędnego. Ale czasem człowiek chce pomóc, a wychodzi dokładnie odwrotnie a końcowy efekt wcale nie był zamierzony. A później siedzi to w głowie i męczy. Zapowiada się więc toporny dzień. W takich momentach mam ochotę gdzieś zaszyć się i przeczekać ten stan. Mam jednak nadzieję że szybko minie, wróci mi odrobina energii i zniknie towarzyszący temu wewnętrzny niepokój.

9 grudnia 2009

Bożonarodzeniowy przesąd

Z cyklu: Rozmowy kontrolowane

Na jednym z przystanków do autobusu wsiadły dwie studentki. Wiem kim były bo wynikało to z ich rozmowy która musiała wpadać mi w ucho, gdyż stały przede mną. W pewnym momencie ich rozmowa zeszła na temat świąt, a w tym choinek. Jedna z dziewczyn mówi:

- Trzeba uważać, aby choinka nie przerosła mieszkania. Nie może dotykać sufitu bo to przynosi nieszczęście.
- No co ty!- odpowiada druga z niedowierzaniem
- Serio. Też wydawało mi się to dziwne. Ale kiedyś taką zostawiliśmy i na nasz dom... (tutaj nie wiem bo obok jechała karetka na sygnale i skutecznie zagłuszyła dialog). Od tej pory zawsze ścinamy czubek bo tata to każdego roku za wysoką choinkę kupuje.

To Ci przesąd. Cholernie mnie to zaintrygowało. Raz, to nie sądziłem, że są przesądy z choinkami. Może dlatego, że u mnie w domu zawsze sztuczna była i nigdy nie było problemów czy się zmieści w pokoju. A dwa, to pewnie już się nie dowiem, jakie to nieszczęście spadło na ten dom za to, że choinka dotykała sufitu. Hmmm, ciekawe czy jeszcze są jakieś przesądy bożonarodzeniowe, bo może powinienem na coś szczególnie uważać ;-)

8 grudnia 2009

Zainfekowane MPK

Sytuacja wymusiła, że kilka dni jeździłem samochodem do pracy. Dziś wróciłem do komunikacji miejskiej i cieszę się z tego ogromnie, bo lubię nią jeździć. I jedna rzecz wpadła mi w oko bo jeszcze tydzień temu tak nie było. Mianowicie autobusy i tramawaje zostały zainfekowane! Oczywiście wirusami różnej maści, różnego pochodzenia, bardziej lub mniej znanego. Po prostu w każdym pojeździe przynajmniej jednen z pasażerów kaszlał. I aby to był tylko jeden. Momentami czułem się jak w poczekalni do poradni chorób płucnych. No cóż. Pozostaje uważać na siebie i zadbać o codzienną porcję witamin w postaci świeżych owoców:)

7 grudnia 2009

Prace nabierają tempa

Wczoraj miałem okazję jechać ulicą Bukowską w kierunku lotniska, poza Poznań i dalej w kierunku Buku. No i jestem pełen podziwu, mianowicie teren przy lotnisku jest już całkowicie "oczyszczony" z przydrożnych drzew, częściowo i słupów, i gotowy do wielkiej modernizacji ulicy dojazdowej z lotniska do centrum. Poza tym pięknie rośnie nam zachodnia obwodnica miasta. Nie jechałem tamtędy może kilkana tygodni a tutaj nagle wyrasta droga poprzeczna do tej która prowadzi do Buku. Oj szybko to poszło, a przynajmniej mam takie wrażenie. Cieszy to oko ogromnie, bo w związku z Euro 2012 pożytek będzie. Do tego żurawie przy stadionie majtają się jak opętane i z dnia na dzień arena rozgrywek piłkarskich rośnie i nabiera kształtów. Zmodernizowano też już częściowo ulicę Bułgarską.

Czytam, śledzę i troszkę martwi mnie fakt ile jeszcze do zrobienia. Bo i Bułgarska od Marcelińskiej do stadionu wymaga rozszerzenia chociaż to małym piwem się wydaje przy całkowitym remoncie Ronda Kaponiera (nowe przejścia podziemne, kilkupoziomowe przejścia wraz z peronami Szybkiego Tramwaju zintegrowane z przystankami naziemnymi). Ale jeszcze Grunwaldzką mają poszerzyć od Smoluchowskiego do wylotu z Poznania i Obornicka dla nadjeżdżających z północy i połączenie dwupasmówką Bukowskiej z zachodnią obwodnicą miasta. A do tego renowacja infrastruktury torowo-sieciowej tramwajów w ciągu ulic: Grunwaldzka, Przybyszewskiego, Dąbrowskiego, łączących centrum oraz dworzec Poznań Główny ze stadionem. W projekcie jest też budowa zintegrowanej pętli tramwajowo-autobusowej "Junikowo". Do tego jeszcze budowa III ramy komunikacyjnej od Hetmańskiej do Krzywoustego aby ułatwić dojazd na stadion od strony Katowic.

Oj sporo jeszcze mniejszych inwestycji. Szkoda tylko, że w tym wszystkim zapomniano gdzieś o dworcu PKP i PKS które straszą. Miała być ich integracaja, modernizacja, upiększenie, a niestety to już chyba się nie zmieści w inwestycjach przed Euro. Mimo wszystko widać że chociaż inwestycje drogowe trwają i mam nadzieję, że wszystko zostanie stworzone jak należy i na czas. Bo co do stadionu to wątpliwości nie mam- o czasie czy z poślizgiem to przed Euro i tak zdążymy.

Bukowska przygotowywana do poszerzenia


Prace przy budowie stadionu

 
Źródło zdjęć:  http://www.mmpoznan.pl

4 grudnia 2009

Poranne wróbelki

Ostatnie dni obdarowują mnie nowym doświadczeniem, dzięki któremu dostrzegam to co wielu docenić nie potrafi. Sprawa tyczy małego dziecka, które rodzice zostawiają pod opieką innych aby móc iść do pracy. My mamy to szczęście, że naszą córeczką zajmuje się babcia. Mało tego- to ona codziennie rano przyjeżdża do nas bo po prostu tak jest wygodniej. Oczywiście wygodniej dla nas i dla dziecka.

Ostatnie dni jednak troszkę wprowadziły chaosu w naszą codzienność i córeczkę musimy zawozić do babci. Na szczęście jest to tylko przejściowy okres. Mówię na szczęście, bowiem teraz człowiek jeszcze bardziej docenia to, że może ze spokojem rano wyjść, popołudniu wrócić, a dziecko najedzone, wesołe, rozbawione, a przede wszystkim wyspane. Powiem tak, wybudzanie córki w okolicach godziny 5:30 nie należy do przyjemności. Owszem dziecko grzecznie oczka przetrze, troszkę pogaworzy (podejrzewam, że niemowlęce przekleństwa) i pozwoli sie ubrać bez problemów i zbędnych akrobacji. Ale samo to, że człowieka żal ściska kiedy takie maleństwo trzeba zbudzić tak wcześnie.

Często widzę rano jak mamy wedrują z pociechami. Teraz stoją na zimnych przystanakch bez względu na to czy mocno wieje, pada, czy jest po prostu przenikliwie zimno. Trzeba dziecko odtransportować do rodziny, żłobka, przedszkola czy do opiekunki. Dzieci często dosypiają na stojąco, są marudne, lub poprostu odpływają w inny świat błądząc gdzieś w głębokim śnie. A mamusie wcale lepiej nie wyglądają. Podpuchnięte oczy i zmęczenie skrzętnie próbują ukryć pod warstwą makijażu. Żal mi tych maluchów tak samo jak żal mi było dziś naszego małego Tuptusia. Na szczęście my tylko do samochodu i nie musieliśmy być skazani na uroki komunikacji miejskiej. Teraz jak zobaczę maluchy które dzielnie opatulone w kocyki wyczekują na swój autobus wzbudzą we mnie jeszcze większą litość. Dzielne dzieciaki. Od maleńkości codzienność ich doświadcza. Żal mi tych małych istotek, ale co począć takie życie dzisiejszych rodziców. Nie jest łatwo.

2 grudnia 2009

Bezsilność

Bezsilność ludzka jest okropna. To bardzo złe uczucie z którym ciężko sobie poradzić, tym bardziej jeśli chodzi o bliską, ukochaną osobę. Czasami piekielna dokuczliwość przychodzi znienacka, bez uprzedzenia i bez racjonalnego wytłumaczenia co jest jej przyczyną. A człowiek później rozkłada ręce, bo nie wie co począć, jak zareagować, jak pomóc i ulżyć. Chciałby uśmierzyć ból, ale jak? Męczę się z tym okropnie, że nic nie mogę począć ale liczę że farmakologia zadziała i to jak najszybciej.

Kochanie, jestem cały czas przy Tobie!

1 grudnia 2009

Panie, a jaka to ulica?

Wczoraj ciężki dzień w pracy. Jakiś wirus chyba powoli i skutecznie mnie rozkłada. Dlatego też wcześniej wyszedłem z firmy bo nie było sensu siedzieć, chociaż to koniec miesiąca i pewne sprawy trzeba domknąć. Wracając do domu wszedłem do autobusu i nie rozglądając się od razu usiadłem na pierwszym wolnym siedzeniu koło starszej pani. Głowa bolała więc nie miałem ochoty szukać czegoś innego, tylko niczym staruszek, po otwarciu drzwi na przystanku ruszyłem do środka na podbój czegoś do siedzenia. Potrzebowałem chwili spokoju.

Jednak okazało się że owa staruszka tego spokoju mi dała, tylko grzecznie zapytała o nazwę ulicy. W sumie to się nigdy nie zastanawiałem nad tym. Bo niby od Roosevelta odchodzi jedna ulica, a później rozgałęzia się na Bukowską i Grunwaldzką. Ale która pierwsza jest, a która tylko później odchodzi od tej wcześniejszej? Przeprosiłem staruszkę, że nie jestem zorientowany i nigdy nad tym nie myślałem. Ale oczywiście Ona zadowolona, że ma kompana do rozmowy zaczyna swoje historie, że to chyba będzie Bukowska. Mi też się tak wydawało, ale nie interesowało mnie to zbytnio. Poza tym głowa mnie bolała i nie miałem ochoty myśleć nad czymś takim. Ale staruszka drążyła dalej, bo kiedyś tam był Pewex i ona ma jeszcze kwity w domu i musi sprawdzić, bo było to chyba Świerczewskiego. No faktycznie, Bukowska była kiedyś ul. Świerczewskiego. I ona jeszcze ma jakąś książeczkę wymiany towarowej i tam są pieczątki. Po czym tłumaczy mi co to Pewex. Pewnie wzięła mnie za aż tak młodego co mógłby nie pamiętać tego hehehehe.

Kurde, ale mi się trafiło. Szukałem spokoju a tutaj teraz mi kobieta o ulicach, Pewexach i książeczkach dewizowych. A myślałem, że zdezorientowana była topografią miasta, a tu jednak dialogi jej w głowie. Mało tego to nawiązała do innych zmian ulic po czym dodaje, że przecież takie zmiany ile kosztują! A to dokumenty zmienić, a to tabliczki a to tyle pieniędzy i na co to komu! No to mi się trafiła towarzyszka uskarżająca się na to i owo. A może zwolenniczka minionego ustroju? A ja chciałem tylko chwilę odetchnąć i przeczekać drogę do domu. Na szczęście po dwóch przystankach wysiadła. Ulga, ufff. Dosiadła się młodsza pani. Ta na szczęście o nic nie pytała.

Ogólnie nie lubię gadać w środkach komunikacji miejskiej. Zdecydowanie wolę obserwować. Ale co zrobić. Czasem taka się trafi i pół autobusu musi słyszeć o czym to się rozmawia i na co się użala. Aha i dziś mimo wszystko sprawdziłem. Od Roosevelta zaczyna się Bukowska i to Grunwaldzka od niej odchodzi:)

  © Blogger template 'Isolation' by Ourblogtemplates.com 2008

Back to TOP