30 stycznia 2010

Joanna d'Arc

Dziś   mieliśmy   okazję   z   żoną   uczestniczyć   w   wernisażu   z   okazji   odsłonięcia   odrestaurowanego obrazu Jana Matejki Joanna d'Arc. To nie Bitwa pod Grunwaldem, jak się powszechnie uważa, jest największym obrazem namalowanym przez Jana Matejkę, lecz znajdująca się w zbiorach Galerii Rogalińskiej Joanna d' Arc. Płótno o monumentalnych rozmiarach (4,84 x 9,73 m) powstało w 1886 roku. Jedenaście lat później obraz został zakupiony przez Edwarda Raczyńskiego od spadkobierców malarza. Płótno przedstawia triumfalny przejazd Joanny d'Arc z orszakiem królewskim ku katedrze w Reims w lipcu 1429 roku, na koronację Karola VII na króla Francji.

Obraz ten został poddany renowacji i konserwacji. Prace nad tym dziełem rozpoczęły się w marcu 2008 roku a dziś zastała dokonana jego uroczysta prezentacja. Na wernisażu byli obecni główni konserwatorzy obrazu którzy przedstawili cały proces przywracania świetności obrazowi. Nie zabrakło również osób związanych ze sztuką malarską, głównych sponsorów i darczyńców na rzecz odnowienia obrazu oraz przedstawicieli mediów lokalnych jak i krajowych. Gratulacjom i podziękowaniom nie było końca.



Po oficjalnej części odbył się mały poczęstunek w pomieszczeniach galerii.


Dla zaproszonych gości stworzono również możliwość zwiedzania pałacu w Rogalinie. Na tę okoliczność bardzo się ucieszyłem, ponieważ chociaż w Rogalinie byłem kilkakrotnie, nigdy nie udało mi się zwiedzić wnętrza pałacu z powodu... ciągłego i nieustającego remontu. Niestety pałacowe wnętrza mnie zawiodły. Zawierały puste sale i komnaty, bez mebli, wystroju, nawet ściany były jedynie wybielone bez oryginalnych kolorów poszczególnych pomieszczeń. Remont który trwa tu odwiecznie okazało się, że będzie trwał jeszcze długo. Kustosze muzeum wciąż są w poszukiwaniu cennych eksponatów po zniszczeniach wojennych jak również trwają prace nad rekonstrukcją utraconych drogocennych elementów wystroju pałacu. Niemniej jednak warto było wysłuchać historii związanych z tym miejscem, jak również zapoznać się ze zdjęciami wnętrz, jak prezentowały się przed wojennymi zniszczeniami dokonanymi przez Niemców. 


29 stycznia 2010

Młodym być

Wchodzi dziadziuś do autobusu. Podpiera się laską i kurczowo chwyta za poręcz aby móc się utrzymać jak autobus ruszy. Podobnie jak ja zauważa to mężczyzna który wstaje, podchodzi do dziadka i grzecznie ustępuje mu miejsca. Po czym dziadek odpowiada:
- Dziękuję, ale ledwo siedemdziesiątkę przekroczyłem. Do setki jeszcze sobie postoję.

25 stycznia 2010

Pianista

W weekend mieliśmy iść do kina, jednakże przeziębienie i siarczysty mróz troszkę nam pokrzyżowały plany. Więc urządziliśmy sobie kino domowe. Z żoną udało nam się obejrzeć film Polańskiego "Pianista". Kiedyś już oglądałem go w kinie, tuż po premierze. Był to jedyny film, gdzie byłem świadkiem jak po zakończeniu seansu ludzie w kinie wstali z miejsc i zaczęli klaskać. Nigdy więcej mi się coś takiego nie przytrafiło.

Kiedyś myślałem że to dla reżysera. Teraz z perspektywy czasu zastanawiam się, czy aby to nie było w hołdzie dla ofiar holokaustu. W każdym razie patrząc drugi raz na tę produkcję zacząłem inaczej odbierać to wszystko. Kiedyś ot po prostu film pokazujący jak to było z Żydami w czasie wojny. Czasami zbyt drastycznie. Teraz jednak kiedy mam rodzinę i czuję się za nią odpowiedzialny, to zacząłem odbierać pewne sceny tak jakbym to ja był na miejscu prześladowanych. Próbowałem odnaleźć ich uczucia, ból, zrozumieć tragedię. Momentami w oczach miałem przerażenie, a moje myśli zaprzątało jedno pytanie: "Dlaczego i po co". Zrozumiałem jeszcze jedno. W podstawówce byłem na wycieczce szkolnej w programie której miało być zwiedzanie Oświęcimia. Wychowawczyni powiedziała kategorycznie nie, bo jesteśmy za mali. Szkoda mi było tej decyzji, ale teraz wiem, że faktycznie jako dziecko byłem pod tym względem jeszcze niedojrzały. Nie zrozumiałbym wiele z tego. To nie muzeum i nie miejsce dla dzieci.

Po obejrzeniu po raz drugi Pianisty zacząłem się zastanawiać ile z obejrzanych filmów i które z nich przemówiły by do mnie w inny sposób niż kiedyś. Których tak naprawdę nie zrozumiałem, nie odczytałem przesłania. Człowiek widać dojrzewa całe życie. I mając 25 lat a nieco później 30 to wcale nie to samo.

Moja żona powiedziała też do mnie: "Obejrzałabym jeszcze raz Listę Schindlera". Pamiętam- to był film który obejrzałem, bo wszyscy oglądali. Pewnie moja reakcja byłaby podobna jak w przypadku Pianisty. A być może jeszcze głębiej przeżywałbym problem holokaustu. W końcu widać człowiek dojrzewa całe życie, a filmy o których tutaj piszę obejrzane za lat kilkanaście pewnie nasuną całkiem nowe wnioski i wywołają zupełnie odmienne uczucia i emocje niż teraz.

22 stycznia 2010

Zmęczenie

Niestety od jakiegoś czasu jest odczuwalne. I to nie mówię o ostatnich dniach, ale o dłuższym okresie wstecz. Kiedyś to byłem rannym ptaszkiem. Nocnym markiem nie byłem, ale z kurami też nie chodziłem spać. Jak to się mówi, zawsze o przyzwoitej porze. Teraz jest jakoś inaczej. Poranne wstawanie mnie dobija. Podniosę się na dźwięk budzika, ale później cieżko mi dojść do siebie. A wieczorami padam z nóg. Czasami chętnie bym obejrzał coś w telewizji z żoną. Ale zasypiam. I nie ważne czy to jest ciekawy program, interesujący mecz czy wciągający film. Po prostu siła opadających powiek jest nie do pokonania. Mam ochotę poczytać książkę, ale niestety wypada mi ona z rąk kiedy urywa mi się film. Wstyd się przyznać, ale obecnie wieczorami czytam jedną książkę już od ponad 3 miesięcy. Zawsze po 2-3 strony i już mnie nie ma. Właściwie to już przestałem czytać, bo to jest bez sensu.

Najgorsze, że nie umiem sobie z tym poradzić. To wcale nie jest komfortowe, niestety. Ani dla mnie, ani dla tych co ze mną przebywają. Kawy nie piję bo nie lubię więc ona mnie nie podtrzyma. Zatem kofeiny szukałem w coca-coli. Niestety chyba przestaje na mnie już działać- organizm przyzwyczaił się. Napoje pobudzające- typu Red Bull? Kiedyś próbowałem, ale efekt był odwrotny do zamierzonego- jeszcze bardziej mi się chciało po nich spać. A poza tym są drogie i na dłuższą metę zapewne niezdrowe. Napoje z guaraną- bezskuteczne. Na popołudniową drzemkę nie ma czasu. Więc już bezradnie rozkładam ręce jak walczyć z własnym zmęczeniem. Może mi witamin brakuje? Winy za taki stan na pogodę też chyba zwalać nie powinienem. A może po prostu odprężającego urlopu potrzebuję? Sam nie wiem. Za chwilkę zaczynam weekend. I póki co z tego najbardziej się cieszę.

18 stycznia 2010

Duże dzieci

Autentyczna rozmowa dwojga dorosłych osób:
- Słuchaj kup mi technica!- szybko wykrzyknął On.
- Ale jakiego?- odpowiedziała Ona.
- Wybierz.
- Ale ja nie wiem
- Wybierz sama! Tylko nie jakiś badziew za 44zł.
Nastała chwila ciszy. Po chwili Ona zaczyna:
- A Ty mi kup geomagi!
- Po co Ci?
- Będę układać
- Ale masz całą szufladę!
- Brakuje mi elementów i nie mogę nic złożyć.
- No dobra, ja Ci geomagi, ale Ty mi technica!
- Umowa stoi- zakończyła Ona dochodząc do kompromisu

Właśnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że to rozmowa dorosłych osób w dojrzałym wieku. Oczywiście Technic to chodziło o Lego Technic- wywnioskowałem z dalszej rozmowy. Ale goemagi? Cóż to u diabła- pomyślałem. Oczywiście nic innego jak magnetyczne pałeczki, puzzle pozwalające robić naprawdę wielkie cuda. Przez chwilkę miałem okazję się tym bawić u swojego chrześniaka. Świetna sprawa, ale wcale nie łatwa. W każdym razie pochłaniające ogromny czas i wyzwalające wiele emocji.

Później dotarło do mnie jak to w dorosłej osobie budzi się dziecięcy instynkt. Sam to wiem po sobie mając małe dziecko w domu. Człowiek czasami sam zanurzyłby się w zabawki o których marzył w dzieciństwie  kiedy to godzinami śledził zagraniczne katalogi zabawek, a które dziś są ogólnodostępne. I może dobrze, że mam córkę, bo gdybym miał syna pewnie kupowałbym mu zabawki patrząc przez pryzmat moich dziecięcych pragnień: resorki, zestawy lego, parkingi dla samochodów itp. Ale mając córeczkę i tak fascynuje mnie jej bączek (nie miałem w dzieciństwie), cały zestaw drewnianych kolorowych klocków (takich fajnych nie było) czy zabawki kalwiszowe co można sobie wygrywać prymitywne melodyjki. Po prostu duże dzieci:)

14 stycznia 2010

Pożegnanie Ikarusów

Nie bez przyczyny poznański tabor MPK jest uznawany za najnowocześniejszy w Polsce. Za ponad 58mln. zł. zotanie kupionych 75 nowoczesnych niskopodłogowych autobusów. Po co aż tyle? A to dlatego, że w Poznaniu zostanie całkowicie wymieniony przestarzały tabor w skład którego wchodziły jeszcze poczciwe Ikarusy- ostatnie wysokopodłogowe autobusy w Poznaniu. Niestety mały sentyment zostanie do cieżkich, hałaśliwych, zimnych (co widać na zdjęciu szyby) i niewygodnych Ikarusów, ale czas ustąpić miejsca nowoczesności. W końcu to będzie wizytówka Poznania na zbliżające się Euro 2012.

Z tej okazji nie odmówiłem sobie ostatniego liniowego kursu tym już prawie historycznym pojazdem. Dziś wyjechały ostatni raz na trasy, więc warto to było uwiecznić na zdjęciach. Narzekałem na ich toporność, ale będzie brakować tego drżenia wszystkich elementów wewnątrz. Będzie brakować trzaskających drzwi. Będzie w końcu brakować słynnego przegubu który był moim ulubionym miejscem z dzieciństwa kiedy to na zakrętach nogi rozjeżdżały się w przeciwne strony.

Poniżej fotki ze wspomnianego kursu. Kierowała przesympatyczna pani która do wszystkich się uśmiechała i przyjaźnie machała ręką tym, którzy byli zainteresowani tym pojazdem.









13 stycznia 2010

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie

Widziałem rozwieszone ogłoszenia, a raczej zdjęcia dziewczyny z dopiskiem "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" oraz numery telefonu na policję. Może wcale bym o tym nie wspominał, ale zaprząta mi to moje myśli. Tylko z tego powodu, że chyba widziałem tę dziewczynę. Właśnie piszę chyba, bo tak naprawdę pewności nie mam. Tak samo jak ją widząc nie wiedziałem czy dzwonić na 997 czy podejść się zapytać czy jej ktoś nie szuka- bez sensu. Może wywołam nieuzasadnione zamieszanie, może się mylę? Dziewczyna nie wyglądała na taką która by zaginęła lub taką bardziej która się ukrywa. No to dlaczego była podobna do tej ze zdjęcia na słupach, przystankach? Do czego zmierzam. Takich dziewczyn do tego nieszczęsnego zdjęcia pewnie można przypasować dużo więcej, a cały mętlik w mojej głowie to wina tego co notkę o zaginionej sporządzał.

Zdjęcie było czarno białe, jakby prześwietlone i jeszcze do tego nie było niczym innym jak słabej jakości kserokopią pewnie z innej kopii. Więc patrząc na twarz poszukiwanej mogłem jej wiek określić jako "wypindraczonej" 14-stki jak również zadbanej 30-stki. No rozpiętość ogromna. Nie można było napisać na ogłoszeniu ile ma lat? Byłoby łatwiej. No i chociaż imię dziewczyny- jakbym znał i krzyknął na spotkaną na ulicy może by się odruchowo odwróciła? I miejsce skąd jest. Nie wiem czy poszukiwana z Poznania czy tutaj mogła tylko przebywać. Wzrost też nie jest bez różnicy, bowiem ze zdjęcia twarzy nie rozpoznam czy ma ona 160 czy ponad 180 cm wzrostu. Podobnie ma się sparawa z kolorem włosów (na zdjęciu zawsze odcień szarości) i kolor oczu (na czarno-białym zdjęciu chąc nie chcąc będą grafitowe). To są dane podstawowe do identyfikacji poszukiwanej. Gdyby ktoś wykazał odrobinę wysiłku i zamieścił te dane pod zdjęciem, o ile byłoby mi łatwiej rozpoznać obserwowaną dziewczynę czy aby nie jest poszukiwaną. Szkoda, że takie niedopatrzenie bardzo ogranicza szanse odnalezienia zaginionej. A może już ją widziałem?

12 stycznia 2010

Krew

Po weekendowej akcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, w dniu wczorajszym jeszcze ja dołożyłem swoją małą cegiełkę. Pewnie na inny cel niż dzieci z chorobami nowotworowymi, ale mimo wszystko myślę, że równie potrzebny. Mianowicie byłem oddać krew. Nie robię tego często, a wiem, że pewnie mógłbym. Nie robię to też dla dnia wolnego, czekoladek czy może odpisu paru groszy od podatku (tak na marginesie śmieszne pieniądze). Po prostu idę i oddaję. Na pewno komuś to pomoże, a mi nic wielkiego się nie stanie. Ogólnie zabierze mi to około 1,5 godziny czasu, z czego sam proces pobierania krwi to może 3-4 minuty. Reszta to procedury związane z wypełnieniem ankiety, badaniem próbek krwi, badaniem lekarskim no i czekanie na kolejne etapy.

Kiedyś to wydawało mi się niesamowite i ulegałem nieprawdziwym historyjkom z tym związanym, że jak już ktoś zacznie to już musi do końca życia, bo coś tam coś tam. Totalna bzdura- przekonała mnie o tym moja żona, która wówczas jeszcze żoną moją nie była. Sama oddawała, więc poszedłem z Nią i przekonałem się, że to nic strasznego. Wiem też, że mój stan zdrowia i wyśmienite wyniki pozwalają na to aby coś więcej od siebie dać. Byłbym idealnym dawcom płytek krwi. Próbuję się zdecydować, ale czegoś mi brakuje. Troszkę chyba mnie przeraża sam czas przetaczania krwi- około 1,5 godziny na łóżku przymocowany do rurek. Jednak porównując do 3-4 minut obecnie to jest kolosalna różnica. Ale może następnym razem uda mi się przełamać. A domyślam się, że jak raz tak się stanie to później będzie to formalność jak i oddawanie pełnej krwi.

6 stycznia 2010

Wypadek

Byłem dziś świadkiem wypadku. W sumie od biedy można nawet naciągnąć że współuczestnikiem, gdyż tramwaj którym jechałem do pracy (jako pasażer oczywiście) potrącił mężczyznę. Pierwsze co mi przyszło na myśl to szkolenie jakie niedawno przeszedłem z pierwszej pomocy przedmedycznej dla poszkodowanych w wypadkach komunikacyjnych. Ale po wyjściu z tramwaju okazało się, że już ktoś zdążył się zaopiekować poszkodowanym. To miło mieć świadomość, że znajdują się ludzie, którzy wiedzą co robić w takich sytuacjach. Mężczyzna był przytomny, leżał w pozycji bezpiecznej (dawniej nazywana pozycją boczną ustaloną) i cały czas nad nim ktoś czuwał czy jego stan nie pogarsza się, nie traci przytomności czy też nie wstaje na wszelki wypadek odniesionych urazów. Podsłuchałem również, że motorniczy wzywa przez telefon pomoc, więc moja jakakolwiek interwencja w tej sprawie była zbędna.

Jedno mnie tylko zaniepokoiło w tej całej sytuacji. Bowiem na dworze mróz około -8 stopni, poszkodowany leżał na torach jakby nie było na śniegu, więc o wyziębienie organizmu nie trudno. Czy w tramwajach są odpowiednio wyposażone apteczki? Przydałoby się nakryć człowieka kocem termicznym (folią ratunkową), która pozwoli przez chwilę zatrzymać utratę ciepła. Więc czy motorniczy będąc w stresie i szoku zapomniał o tym? Czy po prostu tramwaje nie są wyposażone w apteczki pierwszej pomocy?

5 stycznia 2010

W Poznaniu nie czytają

Co robi pasażer komunikacji miejskiej w Poznaniu? Przeważnie nic. Jeśli nie ma z kim rozmawiać najzwyczajniej siedzi (lub stoi) i patrzy się przed siebie, za okno, bez większego sensu. No chyba że jedzie taki ktoś jak ja, który obserwuje innych. Czasami zdarzy się, że ktoś coś czyta. Ale obrazek jest to niezmiernie rzadki. Zupełnie inny niż ten który widziałem w metro w Londynie. Tam praktycznie niemal każdy pasażer skupia wzrok na czymś do czytania. Popołudniami jest to najczęściej książka, do południa poranna prasa.

Ale nie ma się co dziwić. Metro schowane pod ziemią nie daje specjalnie atrakcyjnego widoku za oknem- ciemność przerywana jedynie stacjami na których nic tylko ludzie. Więc pasażerowie nie tracąc czasu (w drodze spędzają niekiedy nawet 2 godzinny dziennie) zatapiają się w lekturze. Ale podobną sytuację zaobserwowałem również w kolejce podmiejskiej Londynu. Tam chociaż jedzie ona na powierzchni i widok za oknem jest, to pasażerowie również czytają. Swoją drogą, prasa jest tam darmowa i ogólnodostępna czy to na stacjach czy też w samym wagonie. Będąc na wycieczce w stolicy Anglii to był szok dla mnie. Wsiadasz do metra i masz na siedzeniu poranną gazetę. Jadąc czytasz ją, po czym zostawiasz gazetę dla następnego pasażera, bo wiesz, że po przesiadce w następnej linii również będzie czekać na Ciebie gazeta którą ktoś wcześniej czytał i przed wysiadką zostawił na siedzeniu. Proste rozwiązanie.

W Poznaniu to się nie sprawdza. Codziennie rano widzę jak kolporterzy darmowych gazet ochoczo rozkładają się na stanowiskach. Poznaniak bierze gazetę i... chowa ją do torby. W tramwaju czy autobusie nie czyta- a chyba takie było jedno z założeń gazet ulicznych. W domu pewnie jej nie przeglądnie, tylko rzuci do kosza lub na makulaturę. Kiedyś próbowano stojaków na gazety. Rano lub w południe zapełniane, ale po chwili puste. Takie powodzenie miały? A i owszem- głównie wśród zbieraczy makulatury lub przekup które potrzebowały stosy gazet. Naocznie świadkiem byłem takiego zdarzenia, to babuszka odpowiedziała jasno: "A w co ja sprzedawane jajka będę zwijać"?

  © Blogger template 'Isolation' by Ourblogtemplates.com 2008

Back to TOP