Krew
Po weekendowej akcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, w dniu wczorajszym jeszcze ja dołożyłem swoją małą cegiełkę. Pewnie na inny cel niż dzieci z chorobami nowotworowymi, ale mimo wszystko myślę, że równie potrzebny. Mianowicie byłem oddać krew. Nie robię tego często, a wiem, że pewnie mógłbym. Nie robię to też dla dnia wolnego, czekoladek czy może odpisu paru groszy od podatku (tak na marginesie śmieszne pieniądze). Po prostu idę i oddaję. Na pewno komuś to pomoże, a mi nic wielkiego się nie stanie. Ogólnie zabierze mi to około 1,5 godziny czasu, z czego sam proces pobierania krwi to może 3-4 minuty. Reszta to procedury związane z wypełnieniem ankiety, badaniem próbek krwi, badaniem lekarskim no i czekanie na kolejne etapy.
Kiedyś to wydawało mi się niesamowite i ulegałem nieprawdziwym historyjkom z tym związanym, że jak już ktoś zacznie to już musi do końca życia, bo coś tam coś tam. Totalna bzdura- przekonała mnie o tym moja żona, która wówczas jeszcze żoną moją nie była. Sama oddawała, więc poszedłem z Nią i przekonałem się, że to nic strasznego. Wiem też, że mój stan zdrowia i wyśmienite wyniki pozwalają na to aby coś więcej od siebie dać. Byłbym idealnym dawcom płytek krwi. Próbuję się zdecydować, ale czegoś mi brakuje. Troszkę chyba mnie przeraża sam czas przetaczania krwi- około 1,5 godziny na łóżku przymocowany do rurek. Jednak porównując do 3-4 minut obecnie to jest kolosalna różnica. Ale może następnym razem uda mi się przełamać. A domyślam się, że jak raz tak się stanie to później będzie to formalność jak i oddawanie pełnej krwi.
0 komentarze:
Prześlij komentarz