23 listopada 2009

W pogoni za świętami

Wczoraj wieczorem moja żona wspomniała już o prezentach gwiazdkowych. No tak. Dziś idąc do pracy uświadomiłem sobie, że to pozostał już tylko miesiąc. Zapewne ciężki miesiąc- czas, którego nie lubię w ciągu roku.

Boże Narodzenie samo w sobie ma pewien urok. Niewątpliwie choinki, światełka i różnego rodzaju ozdoby są najmilszym akcentem bo łechcącym nasze oko. A jak do tego spadnie śnieg, to już naprawdę tworzy się klimat. Liczy się też to, że spotykamy się z rodziną, znajomymi, staramy się wykazywać ukłony życzliwości wobec innych. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze prezenty, kartki świąteczne, dobre jedzenie. Ale... no właśnie. Te święta to nie zawsze wyglądają tak jakbyśmy chcieli.

Najgorszy jest sam okres poprzedzający ten miły czas. Rozpocznie się gorączka prezentowa. Będą dylematy co kupić znajomym. Czy postawić na coś niebanalnego i oryginalnego z ryzykiem czy się spodoba, czy może na coś sprawdzonego, powszedniego bez większego zaskoczenia. Problem z wyborami będzie do ostatnich dni, zwłaszcza z tymi, którym kupić coś jest najtrudniej. Do tego już mnie przeraża myśl o zatłoczonych marketach, przepłnionych ulicach. Ogólnie panujący bałagan i chaos, bo każdy będzie chciał załatwić swoje sprawy szybko i na ostatnią chwilę. Do tego tradycyjna łapanka- gdzie w tym roku najtańsze karpie. Za 2zł. taniej ludzie są w stanie ubiczować innych. Właśnie- z jedzeniem przesadzamy. Ambitnie planujemy potrawy po to tylko aby później wściekać się na siebie, że coś nie wychodzi zwalając na setki przyczyn wokoło. Niezdrowa później atmosfera się robi jak słyszę a bo to coś się pokruszyło, a to placek się przypala, a majonezu zabrakło, a to warzywa się rozgotowały, a to karp za wcześnie pływa brzuchem do góry i nie mam teraz czasu go obrobić. A wszystko w nerwowej atmosferze przyćmiewającej prawdziwy urok przygotowań do świąt. Pojawia się też odwieczny problem kogo odwiedzić, gdzie spędzamy poszczególne dni. Najczęściej nikomu nie można dogodzić i zgrać się w czasie.

A później oczywiście sam dzień Wigilli, który wcale też nie wygląda tak jak powinien. No bo te banalne kłótnie przy samym stole zaczynające się od: "nie mam gdzie tego postawić", "a po co te serwetki", "czy to zielone musi tu stać",  "wyłącz w końcu ten telewizor", "daj posłuchać trochę kolęd, w końcu święta mamy". A kiedy już usiądziemy do jedzenia, to pół godziny i po wszystkim. Później już bez całej otoczki odgrzewanie jedzenia i skupiamy się na kolejnych powtórkach w telewizji. I po co był ten cały kierat przedświąteczny? Mam czasem chęć z najbliższymi uciec od tego wszystkiego i zaszyć się daleko w leśnej chatce przy kominku, skromnej kolacji z daleka od tego natłoku spraw. Bez telewizora,  bez nerwowego spoglądania na zegarek, bez tej całej komercji jaką stają się ostatnio święta. Nawet bez słowa mógłbym siedzieć, ważne aby czuć bliskość i ciepło uczuć bijące od osób kochanych. Bo właśnie ta atmosfera jest ważniejsza od wszelkich błyskotek i próżnego zachowania na pokaz. No ale są to święta rodzine i tak nie wypada. No właśnie. Kolejna rzecz której nie cierpię słuchać w święta... bo dziś tak nie wypada!

0 komentarze:

  © Blogger template 'Isolation' by Ourblogtemplates.com 2008

Back to TOP